wtorek, 10 marca 2015

Zawieszam.

Wiem, możecie mnie uznać za sukę i wszystko inne, ale musicie mnie zrozumieć. Już pomijając szkołe... Mam po prostu problemy z samą sobą, nie akceptuje się i chcę się zmienić, ale do tego potrzebuje czasu... I daje sobie czas do wakacji. Nie będzie nowego rozdziału do tego czasu raczej, po prostu sobie nie radzę i nie ukrywam tego, a wy możecie myśleć cokolwiek. Wrócę do tego opowiadania, ale w wakacje. Przepraszam, xx. Trzymajcie się ❤️

niedziela, 1 marca 2015

Rozdział 18

Obudziły mnie promienie przedostające się przez bambusowe żaluzje pokoju. No tak to nie zachmurzony Nowy Jork. Swoją drogą o wiele lepiej i przyjemniej jest się budzić razem ze słońcem i seksownym chłopakiem u boku. No właśnie, nie wiem dlaczego wczoraj to zaszło tak daleko. Przecież dopiero co zostaliśmy parą, a już prawie ze sobą sypiamy. Inne pary napewno tak robą, ale czy my jesteśmy jak inni? My jesteśmy wyjątkowi i chciałabym, aby tak było. 
- Kochanie? - moje rozmyślania przerwało mamrotanie szatyna, który dopiero co się zbudził - Już wstałaś? - zapytał już wyraźniejszym głosem i podniósł się lekko na łokciu.
- Jak widać - mruknęłam i złożyłam szybki pocałunek na jego ustach - Pamiętasz co było wczoraj? - zapytałam i zaczęłam rysować wzorki na jego klatce.
- Hmm, masz na myśli to, że się zalałem w trzy dupy? - parsknął śmiechem - Tak, to pamiętam - przytaknął. Popatrzyłam się na niego wielkimi oczami i nie wiedziałam co mogłabym powiedzieć. Czy on właśnie sugeruje, że nie pamięta z wczorajszej nocy nic oprócz kolejki drinków przy barze? 
- A no to dobrze - powiedziałam smutnym głosem i już chciałam się podnieść z łóżka, kiedy silne ramiona przyciągnęły mnie spowrotem do chłopaka. 
- Serio uwierzyłaś? - zapytał, na co nieśmiało przytaknęłam, ponieważ czułam się cholernie głupio - Pamiętam wszystko zaczynając od mojej zazdrości w klubie o tego śmiecia, dążąc dalej do mojego pytania w taksówce, aż po twoje jęki w łóżku i... - chciał do kończyć, ale zamknęłam mu buzie, kładąc mu dłoń na ustach. 
- Proszę cię, nie mów o tym - pokręciłam głową i wtuliłam się w niego. 
- Czemu? To normalna rzecz - powiedział i przyciągnął mnie bliżej siebie - Dziewczyna z chłopakiem się kochają i pokazują jak im się podoba, no a wtedy...
- Justin - pisnęłam zażenowana, na co zaczął głupio rechotać - Jeśli będziesz tak dalej gadał to nigdy tego nie powtórzymy - oznajmiłam. 
- Nie byłbym tego taki pewien - odpowiedział i poczułam jak jego ręka zjeżdża z moich bioder do złączenia ud, na co szybko zareagowałam wstając z łóżka w ekspresowym tępie. 
- Cham i prostak - warknęłam z udawaną złością i pobiegłam do łazienki zostawiając go ze zdziwioną miną. Weszłam pod prysznic i umyłam się dokładnie. Następnie wysuszyłam włosy, włożyłam na siebie szlafrok i opuściłam pomieszczenie. 
- No przepraszam - Justin niemal rzucił się na mnie, kiedy mnie zobaczył - Ja tylko żartowałem, nie zrobię nic wbrew twojej woli, nie gniewaj się - mówił smutnym głosem, patrząc się na mnie. 
- Żartowałam, wcale się nie obraziłam - zaśmiałam się i wyminęłam, aby się ubrać. 
- Wiesz, że tak nie ładnie - szatyn wyszeptał mi do ucha, obejmując od tyłu - Swoją drogą to ładna bielizna - zauważył i złożył pocałunek na moim ramieniu. 
- Czy od kiedy wstałeś to pomyślałeś o czymś innym niż erotyczne sprawy? - zapytałam wciągając na nogi szorty. 
- Oczywiście, że tak - odpowiedział pewnym głosem. 
- Niesądze, a teraz rusz się ubrać, bo nie zamierzam cały dzień spędzić w tym pokoju - powiedziałam i wskazałam palcem na drzwi łazienki, aby tam poszedł. 

- Kiedyś też będe miała tutaj swoją gwiazdę - powiedziałam, kiedy przechodziliśmy przez Hollywoodzka aleję gwiazd. 
- Już masz taką gwiazdę - stwierdził Justin popijając kawę, którą kupiliśmy po drodze. 
- Nie chodzi mi o tą, która można sobie obrobić na zdjęciu w photoshopie - zauważyłam. 
- Ale ja nie miałem na myśli takiej - zatrzymał się i złapał mnie za prawą rękę - Zamknij teraz oczy i nie otwieraj dopóki ci nie powiem - rozkazał z uśmiechem na ustach, a ja posłusznie wykonałam polecenie, ciekawa o co mu chodzi. Poczułam jak otwiera moją dłoń i kładzie w niej zimny przedmiot, a następnie zamyka w pięść. 
- Okej, możesz otworzyć - polecił. Szybko otworzyłam oczy i zobaczyłam przedmiot w mojej ręce. Był to breloczek. Breloczek w kształcie i kolorach gwiazdy z tej aleji, ale było na nim moje imię i nazwisko. Na mojej twarzy zagościł ogromny uśmiech, którego nie mogłam powstrzymać.
- Dziękuje - pisnęłam i rzuciłam się mu w ramiona. Co z tego, że to środek chodnika. 
- Nie ma za co księżniczko - powiedział - Zobacz co pisze na drugiej stronie - polecił, więc szybko zobaczyłam.
- Brooklyn, jedyna i najpiękniejsza gwiazda na moim niebie - wyczytałam na głos - Jesteś kochany, to takie słodkie - zaćwierkałam. 
- To jest prawda Brook, jesteś jedyną gwiazdą na moim niebie. Jesteś dla mnie najważniejsza i musisz to wiedzieć - powiedział z powagą i złączył nasze wargi, jednak naszą chwilę przerwał telefon szatyna, który nie przestawał dzwonić. Zdenerwowany chłopak w końcu niechętnie wyciągnął urządzenie z kieszeni. 
- Halo? Lepszych momentów do dzwonienia nie macie? - warknął i złapał mnie za rękę, kontynuując spacer - Nie, nie ma mnie teraz w mieście i nie wiem dlaczego ty wogóle do mnie dzwonisz - mówił do osoby po drugiej stronie. Nagle się zatrzymał i jakby znieruchomiał. 
- Będę tam za sześć godzin - powiedział z grobową minął i zakończył połączenie, a następnie zwrócił się do mnie - Musimy wracać Brooklyn, natychmiast.
---------------------------------------
Przepraszam, za to co ostatnio się dzieje. Wiem, że nie ma dwóch tygodniowo, ale nie wyrabiam. Skupiam się na nauce i znajomych, a poza tym jak wiecie to ostatnio sezon przeziębień. Będe dodawała napewno raz w tygodniu, ale postaram się więcej. Przepraszam misie :( Kocham was, @secute_ollg. 

niedziela, 22 lutego 2015

Rozdział 17

Dziękuje za pomoc w napisaniu rozdziału Oli <3 
Występują treści 18+ 
----------------------------------------------------
Od kilku godzin świetnie bawiłam się w klubie w Hollywood. Podoba mi się życie w Los Angeles. Ludzie tutaj są całkiem inni niż na drugim wybrzeżu. Nowy Jork jest miastem, gdzie tłok na ulicach nigdy nie ustaje. Od samego rana wszyscy biegną załatwić swoje sprawy, czy też denerwują się stojąc w korkach. Tutaj tego nie ma. Wszyscy są na luzie i cieszą się każdym dniem, tego mi brakowało odkąd opuściłam San Francisco. 
Tańczyłam właśnie kolejną już piosenkę z Bradem czując na sobie nieustępliwe, ponure spojrzenie Justina, który siedział przy barze wypijając kolejny kieliszek wódki. Był na mnie zły, jednak nie chciał psuć mi humoru. Zgodził się wyjść do klubu z Bradem, ale stwierdził, że nie musi nawiązywać z nim kontaktów. Taki właśnie jest, zaborczy Justin. 
- Hej Brook - usłyszałam jak Brad próbuje przekrzyczeć głośną muzykę - Twój kolega, chyba ma ochotę mnie zabić. Widziałaś jak się na nas patrzy? 
- Nie przejmuj się, po prostu on nie lubi tego typu imprez - skłamałam i założyłam ręce na jego szyi dalej poruszając się w rytm muzyki. 
- Naprawdę? Nie wygląda na takiego - zauważył i spojrzał ukradkiem na szatyna. 
- Ale taki jest, jak to mówią nie oceniaj książki po okładce - wzruszyłam ramionami i posłałam mu przyjazny uśmiech. 
- Dobrze w takim razie - przybliżył się do mnie i złapał mnie mocniej w talii -  Muszę ci coś powiedzieć. 
- Cały czas coś mówisz - zaśmiałam się jak idiotka, ponieważ byłam lekko wstawiona.
- Ale teraz na inny temat - skończył tańczyć i złapał mnie za rękę, pociągając w stronę filara przy ścianie - Kiedy wyjechałaś myślałem, że mnie to nie obchodzi. Nie zdawałem sobie sprawy z tego, że tak naprawdę to... To nadal coś do ciebie czuje i chcę, żebyś o tym wiedziała zanim wyjedziesz - popatrzył się prosto w moje oczy, które w tym momencie najprawdopodobniej wyglądały jak spodki. 
- Brad - zaczęłam - Ja jestem tutaj tylko przez tydzień, to nie wypali - próbowałam go przekonać - Ja też cię bardzo lubię, ale uważam, że nasz związek skończył się w liceum i musimy przy tym zostać - powiedziałam i zaczęłam się bawić palcami z nerwów - Poza tym, ja... Już mi się ktoś inny podoba i nie umiem tak łatwo z niego z rezygnować - wyjaśniłam. 
- Brooklyn, nie mów tak - pokręcił przecząco głową - Daj mi szansę, wydoroślałem i pokaże ci, że jestem lepszy od tego gościa, udowodnię ci to, tylko daj mi na to szansę.
- Nie mogę, to nie wy - nie dane było mi skończyć, gdyż chłopak złapał mnie i przycisnął swoje usta do moich. Próbowałam go odepchnąć od siebie, ale było to ciężkie, ponieważ trzymał mnie mocno za ramiona, uniemożliwiając mi ruch. Co teraz czułam? Obrzydzenie, tak właśnie. Robił to wbrew mojej woli, nie chciałam tego i wiem, że nigdy w życiu bym nie chciała znowu mieć tytułu jego dziewczyny, nie pasujemy do siebie. On nie potrafi tego zrozumieć, czy naprawdę tak ciężko jest dać komuś spokój? 
- Zostaw mnie - niemal pisnęłam, kiedy na chwilę oderwał swoje wargi od moich, jednak mnie nie posłuchał. 
Nagle poczułam ulgę, ciało Brada runęło na ziemię, a przede mną stanął wściekły szatyn. Był wściekły, jak nie coś więcej niż wściekły. 
- Czy ona nie powiedziała, żebyś ją zostawił kurwa? - ryknął do leżącego na podłodze Brada - Jak dziewczyna ci mówi, że cie niechce to tak jest i się od niej odpierdol - dodał, a następnie odwrócił się w moją stronę. Po moich policzkach spłynęło kilka łez i nawet nie wiem dlaczego. Może to nadmiar emocji, strach. 
- Chodźmy z tąd - zwrócił się do mnie nieco łagodniejszym tonem i objął swoim silnym ramieniem prowadząc do wyjścia, ale w ostatnim momencie obrócił się jeszcze.
- I spróbuj jeszcze raz dotknąć mojej dziewczyny, a nie skończy się na złamanym nosie skurwielu - dopowiedział, po czym wyszliśmy razem na powietrze. "I spróbuj jeszcze raz dotknąć mojej dziewczyny" - przeszło mi przez myśli, kiedy wsiadałam do taksówki, która już na nas czekała. Mojej dziewczyny, mojej dziewczyny. On mnie nazwał swoją dziewczyną. Zapięłam pasy i poczekałam chwilę, aż do mnie dołączy. 
- Justin, ty nazwałeś mnie swoją dziewczyną? - zapytałam cicho, kiedy ruszyliśmy w stronę hotelu. Chłopak niepewnie obrócił się w moją stronę i złapał mnie za rękę. 
- Wiesz - zaczął - To było pod wpływem emocji, ale jeśli mam być szczery to mnie by to nie przeszkadzało - powiedział i potarł kciukiem powierzchnię mojej dłoni. Serce zaczęło mi bić sto razy szybciej niż do tej pory - To znaczy - okaszlnął - Czy chciałabyś zostać moją dziewczyną? - zapytał i spojrzał na mnie. Na mojej twarzy pojawił się ogromny uśmiech, nie mogłam nawet kontolować tego. W środku piszczałam i skakałam z radości jak mała dziewczynka. 
- A czy jeśli się zgodzę to dalej będziesz taki zazdrosny jak w klubie i będziesz odganiał ode mnie każdego kolegę? - zaśmiałam się. 
- Zawsze byłem i będę zazdrosny - wyznał - Może nie będę każdemu dawał po mordzie, ale będe ich kontrolował - uśmiechnął się przenikliwie. 
- Hmm - położyłam palec na brodzie, udając myśliciela - Zgadzam się - uśmiechnęłam się do niego, jednak on tego nie odwzajemnił, a w zamian za to odrazu objął mnie w talii i przyciągnął do siebie łącząc nasze usta. Ten pocałunek był inny niż wszystkie poprzednie. Ten był pierwszy nasz jako pary, pierwszy, w który oboje włożyliśmy wszystkie uczucia jakie nam teraz towarzyszą. 
- Przepraszam, ale to nie jest dom publiczny - przerwał nam oburzony głos taksówkarza, na co oboje się zaśmialiśmy. 
- Dokończymy to w domu - szatyn szepnął mi do ucha, a następnie zamknął mnie w uścisku. 

- Chcesz iść spać? - zapytał chłopak, otwierając drzwi od pokoju hotelowego. 
- Nie, a ty? - zapytałam. 
- Nie - odpowiedział i przygwoździł mnie do drzwi atakując znowu moje wargi. Rzuciłam torebkę na podłogę i wplątałam palce w jego włosy, przeczesując je delikatnie. Zjechał rękoma na moje pośladki i podniósł mnie delikatnie do góry, tak abym mogła opleść nogi wokół jego bioder. Przemieścił się bliżej łóżka i nie przerywając pocałunku położył mnie na jego brzegu, podpierając się ramionami tak, aby mnie nie przygnieść. 
- Brook - wydyszał - Jesteś najlepszym co mnie spotkało od lat - wyszeptał i włożył ręce pod moją koszulkę, delikatnie sunąc nimi ku górze. W mojej głowie nagle zapaliła się czerwona lampka i szybko zatrzymałam jego dłonie. 
- Justin, nie - szepnęłam.
- Dlaczego? - uniósł brwi
- Ja - westchnęłam - Nigdy jeszcze...
- Ćiii - pokręcił głową i zaczął skaładać pocałunki wzdłuż mojej szczęki - Rozumiem, nie musimy tego robić jeśli nie chcesz. Wiesz, że poczekam.
- Ja chcę - postawiłam się mu, poddając się jednak przyjemności jaką mi sprawiał w tym momencie. 
- Zrobimy coś innego, też ci się spodoba okej? - odsunął się ode mnie minimalnie, tak, aby mieć widok na moją twarz. Przytaknęłam tylko, czekając na jego dalsze czyny. 
Chłopak delikatnie ściągnął ze mnie t-shirt oraz spodenki zostawiając mnie przed jego spragnionymi oczami w samej bieliźnie. Co mnie zdziwiło to nie krępowałam się, już nie raz mnie widział w takim stroju, a teraz dodatkowo całował każdą nowo odkrytą część mojego ciała, co sprawiało, że oddalałam się myślami całkiem gdzie indziej. Przesunął nas w głąb łóżka i wrócił ustami na moją szyję schodząc coraz niżej, aż zatrzymał się na dekolcie. Myślałam, że będzie chciał mnie pozbawić ostatniej z górnej części garderoby, jednak tego nie zrobił, a jedynie złożył tam kilka delikatnych pocałunków. Zszedł dalej na brzuch, a następnie do najbardziej intymnej części mojego ciała. Włożył palce wskazujące za gumkę moich majtek i popatrzył się na mnie prosząc o zgodę. Bez namyślu znowu przytaknęłam i pozwoliłam mu na to. Chciałam tego, chciałam go dla siebie i chciałam to z nim zrobić, jednak nie dokładnie to miał w planach. 
Delikatnie zsunął ze mnie materiał odsłaniając wszystko, co się pod nim znajdowało. Teraz dopiero poczułam się lekko skrępowana i przygryzłam wargę, co nie uszło jego uwadze. 
- Jesteś piękna, nie musisz się wstydzić. Jeśli nie chcesz, nie muszę tego robić dzisiaj - wyszeptał.
- Nie - zaprzeczyłam - Proszę - wyszeptałam niemal, że błagalnym tonem. Domagałam się więcej, moje ciało domagało się więcej. 
- Zamknij oczy - polecił, co posłusznie wykonałam. Poczułam jego język przesuwający się po mojej łechtaczce. Wciągnęłam gwałtownie powietrze z przyjemności. Jeśli uważałam, że pocałunki były najlepsze to się pomyliłam. To co czułam teraz było ciężki do opisania, ciepło rozchodzące się po moim ciele. 
- Justin - wyszło z moich ust. Chłopak nie przerywał, wyczyniał cuda swoim językiem doprowadzając mnie do szaleństwa. Były to słodkie tortury, których chciałam jednak więcej. Moje ciało zaczęło drżeć pod jego dotykiem, aż w końcu eksplodowało dając mi ogromną falę przyjemności rozchodzącą sie po wszystkich zakamarkach. 
- Justin - pisnęłam i wplotłam ręce w jego rozwaloną fryzurę. Szatyn wylizał moje soki, a następnie złożył tam ostatni pocałunek, po czym położył się obok mnie i nakrył nas kołdra. 
- Dziękuje - szpepnęłam nadal oszołomiona i wtuliłam się w jego klatkę piersiową starając się nie patrzeć mu w oczy. 
- Hej - podiósł mój podbródek - Nie musisz się wstydzić, to normalne. Ja też z tego czerpałem przyjemność. Okej? 
- Tak, okej - uśmiechęłam się do niego lekko - To było, niesamowite - wyznałam.
- Jeszcze to powtórzymy - zapewnił mnie - Dobranoc - powidział i złożył pocałunek na moim czole.
- Dobranoc - odpowiedziałam i chwilę później odpłynęłam w ramionach mojego chłopaka. 
------------------------------
Hej, mamy nowy rozdział i ponad 9000 wyświetleń, dziękuje <3 Pod poprzednim było sporo komentarzy i również dziękuje, to motywuje. Piszcie swoje opinie i do zobaczenia w next + przepraszam za jakiekolwiek błędy :) @secute_ollg 
CZYTASZ = KOMENTUJESZ 

środa, 18 lutego 2015

Rozdział 16

- Twój kolega przyszedł - usłyszałam ponury głos mojego ojca za plecami - Pyta się czy ma wejść, czy poczekać w aucie - dodał.
- Niech wejdzie, jeszcze chwilę to potrwa - odpowiedziałam, przetarłam ręka po czole ze zmęczenia i obróciłam się w stronę ojca - Długo jeszcze będziesz się obrażał za to, że się widujemy? - zapytałam z wyrzutem - Na litość boską, przecież to tylko przyjaciel. 
- Przyjaciel - prychnął - Przyjacielem może być ta dziewczyna Tessa, a on chce cie jedynie wykorzystać na tym wyjeździe, wspomnisz moje słowa - rzucił, ale kiedy usłyszał otwieranie drzwi szybko opuścił pokój. 
- Hej mała - przywitał się ze mną z uśmiechem. 
- Hej duży - odpowiedziałam - Przepraszam, że musisz czekać, ale niestety nie pomyślałam o paru rzeczach i nie wyrobiłam się - westchnęłam. 
- Jasne - pachnął ręką i rozłożył się na kanapie obok walizki, którą starałam się spakować - Ale wiesz, że jedziemy tylko na tydzień do Kalifornii, a nie na dwa miesiące na Hawaje? - zapytał, mierząc wzrokiem wielkość mojego bagażu.
- Jestem kobietą - wytknęłam mu - Już tylko muszę dopakować kosmetyczkę - stwierdziłam i sięgnęłam po nią. 
- Chryste panie, twoja kosmetyczka ma rozmiar połowy tej walizki. Serio musisz brać tam tyle tych mazideł? - skrzywił się - Jesteś ładna i bez tego. 
- Myślisz, że tam są same podkłady? Pogadamy o zawartości kosmetyczek, kiedy będziesz miał okres - burknęłam, na co usłyszałam cichy śmiech - A teraz posadź tyłek na walizce, żebym mogła ją zapiąć - wskazałam na torbę, a szatyn niechętnie, jednak z rozbawieniem wykonał moje polecenie. 

"Odprawa pasażerów lotu do Los Angeles odbędzie się za 15minut" - kobiecy głos rozszedł się po całej hali lotniska JFK. Oboje z Justinem stwierdziliśmy, że taniej i wygodniej będzie polecieć samolotem, niż tłuc się przez cały kraj autem, chociaż myślę, że jemu i to by nie przeszkadzało. Justin i jego ukochane dziecko, potocznie zwane Audi R8.
- Chodź, niedługo wylatujemy - chłopak pociągnął mnie za rękę w stronę bramek.
- Będe musiała iść do pracy, żeby ci zwrócić kasę za tą wycieczkę - sapnęłam.
- To jest przyjacielska przysługa Brook. Ja chciałem jechać do Kalifornii, a nie miałem towarzystwa, więc musiałem wybrać ciebie, żeby mieć z kim rozmawiać - oznajmił, kpiąc sobie ze mnie.
- Rozumiem, że byłam ostatecznością w wyborze znajomych na wycieczkę, ponieważ jako jedyna znoszę twoje upierdliwe gadanie i chumorki kobiety w ciąży? - odgryzłam się. 
- Tak właśnie, świetnie to ujęłaś - uśmiechnął się głupio - A poza tym to dobrze wiesz, dlaczego chciałem ciebie wziąść. Przecież jesteś moją przyjaciółką - oznajmił wesoło i cmoknął mnie w policzek. 
Właśnie, czy określenie "przyjaciółka" dobrze pasuje do relacji jaka mnie z nim łączy? Od czasu kiedy powiedział mi historię Ann minęły dwa miesiące, przez które właściwie wcale się nie kłóciliśmy. Uważam, że ciągłe przytulanie się i całowanie nie tylko w policzek przekracza granicę przyjaźni, ale co ja mogę wiedzieć, kiedy nigdy nie miałam prawdziwego chłopaka. 
Przeszliśmy oboje przez bramki, a następnie szybko znaleźliśmy się na pokładzie samolotu. Kiedy miałam już zająć miejsce zadzownił mój telefon. 
- Halo? - zapytałam, gdyż numer był zastrzeżony. Justin momentalnie zwrócił na mnie swoją uwagę, prawdopodobnie chcąc wiedzieć z kim rozmawiam. 
- Hej - usłyszałam nieśmiały głos w słuchawce - Brooklyn? 
- Tak, a o co chodzi? - zmarszyczłam brwi. 
- Tutaj Brad, Brad Sparks. Pamiętasz mnie jeszcze? 
- Oczywiście, że pamiętam! - niemalże krzyknęłam uradowana, bo mimo iż różne miałam o nim zdanie, to fajnie jest usłyszeć jego głos po takim czasie nie widywania się - Czemu dzwonisz? Dziwię się, że masz jeszcze mój numer - zaśmiałam się. 
- Widziałem twój post na Facebooku, że będziesz w Los Angeles, więc pomyślałem, że możemy się spotkać, wiesz fajnie by było. 
- Właściwie to nie jade sama, ale... - zerknęłam na szatyna, który tylko wzruszył ramionami - Możemy się spotkać, zadzwonię do ciebie jak dolecę, bo teraz nie mogę rozmawiać - dodałam.
- W takim razie do zobaczenia Brookie.
- Jasne, pa - rzuciłam i rozłączyłam się. Schowałam telefon do torebki, po czym spojrzałam na Justina, którego mina była conajmniej pogrzebowa.
- Jedziesz ze mną czy z Bradem, Brookie? - zapytał złośliwie. 
- O co ci chodzi? - zapytałam chłodno. 
- Jeszcze nie wylecieliśmy z Nowego Jorku, a ty już umawiasz się ze swoim były, chłopakiem.
- To jest jakiś problem? - rzuciłam ostro.
- Ależ nie, oczywiście, że nie. Nie rób sobie problemów i nie zwracaj na mnie nawet uwagi - odpowiedział spokojnie, jednak nawet z odległości dwóch kilometrów dałoby się wyczuć, że jest obrażony na cały świat. 
- Jesteś zazdrosny - zaćwierkałam i potargałam dłonią jego włosy. 
- Tak właśnie jestem - warknął zrzucił moją dłoń z włosów. 
Zapowiada się ciekawa podróż. 
-----------------------------------
Hej, hej misie! Już do was wracam, mam nadzieje, że nie wszyscy mnie zostawili :( Przepraszam za nieobecności i mam nadzieje, źe teraz wszystko sie unormuje powoli :/ Wiem, że krótki i beznadziejny, ale jakoś zaczynam po przerwie :) Kocham was, @secute_ollg
CZYTASZ = KOMENTUJESZ 

poniedziałek, 9 lutego 2015

Informacja

Hej kochani!
Mam dla was nie wiem, pewnie niezbyt dobrą informację. Wiem, że już długo nie było rozdziału, ale to wszystko z powodu nauki, której szczerze nie umiem ogarnąć na tą chwilę, gdyż codziennie mam sprawdziany. W związku z tym nowy rozdział pojawi się pewnie dopiero za jakieś 2 tygodnie :)
Przepraszam, ale mam nadzieję, że zrozumiecie i poczekacie :)
Kocham was, xx @secute_ollg
+ JEŚLI CHCESZ BYĆ INFORMOWANY O NOWYCH ROZDZIALACH ZOSTAW SWÓJ ASK/TWITTER W KOMENTARZU :)

czwartek, 5 lutego 2015

Rozdział 15

Czułam się jakby kamień spadł mi z serca. W końcu nie dręczył mnie temat Justina i nie musiałam ukrywać przed nim ani samą sobą moich uczuć względem niego. Jeśli można to nazwać głębszymi uczuciami, po prostu bardzo go lubie i przynaje, że jest przystojny, a na dodatek słodki. Sytuacja, która wydarzyła się na parkingu zwaliła mnie z nóg. Jak wy byście się czuli, kiedy osoba, na której wam zależy staje na głowie, żeby cię przeprosić? Napewno cudnownie, czyli tak jak ja. 
- Justin, wiesz nie musisz mi mówić o tym jeśli nie czujesz się na siłach - powiedziałam cicho i uśmiechnęłam się przyjaźnie do chłopaka, który prowadził samochód. Swoją drogą wyglądał teraz cholernie seksownie, taki skupiony na drodze - przemknęło mi przez myśli. 
- Nie - pokręcił głową - Musimy sobie to wyjaśnić, a dla mnie to nie problem opowiedzieć ci o nas, aż do - przerwał i przłknął ślinę - No wiadomo czego - dokończył i włączył kierunkowskaz, aby skręcić w uliczkę prowadzącą na plaże. Sprawnie zajął miejsce parkingowe i wysiadł z samochodu, po to, by następnie otworzyć mi drzwi jakbym była conajmniej księżniczką. 
W ciszy zeszliśmy po drewnianych schodkach na plażę, która była praktycznie pusta. Słychać było jedynie cichy szum spokojnego morza i delikatny, ciepły wiatr. 
Justin usiadł na piasku po czym pociągnął mnie w swoją stronę, tak, że siedziałam między jego nogami, oparta o jego klatkę. 
- Przekonujesz się do mnie - zaśmiałam się i ułożyłam wygodniej. 
- Od czegoś trzeba zacząć - odpowiedział z uśmiechem - Powoli, powoli, aż w końcu będziemy mieli dwójkę dzieci i psa - zaśmiał się - A i oczywiście domek w Kalifornii, a na wakacje będziemy jeździć na Bahamy. 
- Nie stać mnie na Bahamy - zauważyłam - A po drugie nie jestem nawet twoją dzieczyną, a co dopiero żoną. 
- To jest tylko plan ogólny - wytłumaczył - Nie psuj takiej rodzinnej chwili - parsknął śmiechem. 
- Nie wiem jak ktokolwiek może z tobą wytrzymać, sama sobie się dziwie. Nigdy nie będziesz mieć żony, jesteś cholernie chamski i upierdliwy - wystawiłam mu język. 
- Ta? - uniósł brwi do góry i nieco się obniżył, by oprzeć się na łokciach - A ty nigdy nie będziesz miała męża. Jesteś cholerną marudą, która sama nie wie czego chce, więc się nie przemądżaj gówniaro - odgryzł się i poczochrał moje włosy, jakbym była dzieckiem. 
- Spadaj, jesteś tylko trzy lata starszy - zauważyłam. 
- To wystarczy, aby uważać cię za gówniarę - zaśmiał się - Okej, więc mogę już zacząć? - zapytał nieco poważniejszym tonem. 
- Tak, o to chodziło - posłałam mu łagodny uśmiech. 
- Więc, poznałem się z nią już w podstawówce. Przyjaźniliśmy się i to tak na serio - uśmiechnął się na to wspomnienie - Mogliśmy spędzać czas tylko ze sobą. W każdym razie lata mijały, a nasze charaktery się zmieniały. Kiedy byłem już w liceum wpadłem w inne towarzystwo, wiesz tych złych chłopców, którzy zaliczają dziewczyny w łazience - skrzywiłam się, kiedy pomyślałam, że mógłby coś takiego robić - Wtedy zacząłem brać, a potem też sprzedawać narkotyki. Zaczęło się od trawki, ale później szło coraz dalej - oznajmił smutno - Wtedy już byłem z Ann jako para. Na początku nie wiedziała, tylko podejrzewała, że coś się zmieniło po moim zachowaniu - przygryzł wargę i położył głowę na moim ramieniu - Po jakiś trzech miesiącach odkryła prawdę i zaczęliśmy się coraz częściej kłócić o to. Ja byłem cholernie uparty tak jak ona, nie słuchałem jej nigdy - zaśmiał się - Rodzice byli strasznie szczęśliwi, że jestem z taką dziewczyną jak ona, wtedy jeszcze byliśmy w normalnych stosunkach - westchnął - Dzień przed gadałem z nią o tym i namówiłem, żeby przyszła na imprezę do mnie i przekonała się, że to nic złego. Zanim ona spróbowała ja już zdążyłem doprowadzić się do stanu, w którym nie wiedziałem co się wokół mnie dzieje, wydawało mi się, że gdyby ktoś teraz wpadł do domu z bronią to i tak bym nie zaregagował. Wtedy ona wzięła się na odwagę i spróbowała - powiedział cicho, a ja poczułam jak się spiął mówiąc o tym więc wzięłam jego dłoń w swoją i delikatnie gładziłam kciukiem - Wciągnęła się w to i co raz brała coś nowego, wszystko co było dostępne tego wieczoru, potem impreza się jeszcze bardziej rozkręciła i sięgnęła po alkohol - pociągnął nosem i wtedy poczułam jak ciepła łza poleciała na moją koszulkę mocząc ją, powodując niesamowity smutek wewnątrz mojego ciała - Film mi się urwał, rano myślałem, że po prostu śpi, ale ona nie spała - powiedział trzęsącym się głosem - Wtedy już nie było jej na tym świecie - przerwał, żeby nabrać powietrza - Razem z kolegami szybko ogarneliśmy sytuację i podrzuciliśmy ją pod jej dom. Wszystko było okej, dopóki nie wróciłem spowrotem do domu i nie zacząłem uświadamiać sobie co się działo w nocy, potem przyszła policja. Oskarżyli mnie, bo już wcześniej wiedzieli, że handluje. Zostałem skazany za przyczynienie się do śmierci człowieka. Rodzice jeszcze bardziej uświadomili mnie w tym, że wszystko jest moją winą, a już godzinę później poszłem do pudła - wtulił się mocniej w moje plecy - Kochałem ją, cholernie ją kochałem i nigdy sobie nie wybaczę. Bo to jest moja wina i nie pozwolę nigdy tobie wziąć tego, nigdy - szepnął. 
Obróciłam się przodem do szatyna, kiedy skończył mówić i postanowiłam nie komentować, tylko po prostu objęłam go ramionami i pozwoliłam się wypłakać, bo jestem pewna, że wcześniej nie miał takiej okazji. Był młody, głupi, żałuje. Widząc go w takim stanie i słysząc to wszystko co mi powiedział serce dosłownie pękało mi na kawałki. Miał wtedy może osiemnaście lat? Takie wydarzenie dla tak młodej osoby to koszmar i nie chciałabym być w jego skórze. 
- Nie umiem sobie wybaczyć, to za mną chodzi cały czas - wyszeptał. 
- Pomogę ci - zapewniłam - Razem przez to przejdziemy i w końcu przestaniesz o sobie tak myśleć, ja jestem pewna, że ona nie ma ci tego za złe - szepnęłam i wplotłam palce w jego włosy, delikatnie je przeczesując. 
Siedzieliśmy sami na plaży wtuleni w siebie jak idealna para w walentynki. A ja miałam zadanie, musiałam teraz być z nim i jak dobra przyjaciółka wspierać go, bo nikt niechce, aby jego przyjaciel czuł się jak gówno. 
-----------------------------
Hej, odrazu przepraszam nie sprawdziłam, nie miałam czasu. Ferie się mi skończyły i mam mnóstwo nauki, staram się nie zawalić odrazu na początku, wiec zrozumcie :) Mamy nowy rozdział i ponad 6000 wyświetleń, czekam na wasze opinie misie i do zobaczenia w next <3 @secute_ollg
CZYTASZ = KOMENTUJESZ

poniedziałek, 2 lutego 2015

Rozdział 14

Masz rację, ze mną jest gorzej, podobało mi się, cholera podobało mi się. Nienawidzę cię Justin, zresztą teraz siebie samej też. 
- Długo będziesz jeszcze tak siedziała na tej podłodze? - zapytała znudzona. 
- Nie, trochę mi się słabo zrobiło, ale już jest lepiej - odpowiedziałam szybko próbując sprowadzić moje myśli do porządku - Więc co z tą sukienką? 
- Mówiłam ci przecież, że jest świetna i masz ją brać - pokręciła głową - O czym ty myślisz, że masz głowę w chmurach? 
- O niczym - wymamrotałam. O twoim jebanym bracie - krzyknęłam w myślach. 
- I tak to z ciebie wyciągnę - westchnęła - Chodź, zapłacimy z to i idziemy na kawę - pociągnęła mnie za rękę. 

- Więc, spotkałam chłopaka - zaczęła blondynka, kiedy odłożyła swój kubek na stolik - Jest cudowny, no wiesz, nie tylko z wyglądu, ale i z charakteru - rozmarzyła się - Spotykamy się oficialnie tydzień i jak narazie widzę same plusy. Troszczy się o mnie, jest taki słodki i naprawdę dobrze mi się z nim rozmawia - uśmiechnęła się i kontynuowała, jednak ja się całkowicie wyłączyłam, ponieważ moje myśli znowu zajął szatyn. 
Więc, spotkałam chłopaka. Jest świetny z charakteru, nie licząc małych wad, jest troskliwy, słodki i walczy o mnie, a ja jestem totalną kretynką, która go zbywa i z każdym krokiem wytyka mu jego przeszłość - pomyślałam, porównujac swoją historię do historii Tessy. 
- I to chyba już wszystko - usłyszałam, kiedy dumna z siebie zakończyła streszczenie swojej historii - A ty już się nie spotykasz z Justinem? - zapytała i wzięła łyka napoju. 
- Pokłóciliśmy się - westchnęłam - Nie wiem, ale myślę, że jemu potrzebne jest inne towarzystwo. 
- Em, nie sądzę - pokręciła głową - Serio, ostatnio chodzi jakiś smutny, nie żebym się martwiła, bo on też się o mnie nie martwi, ale wkurwia mnie jeszcze bardziej swoją obecnością niż to robił wcześniej - zaśmiała się - Ma dwie maski. Albo chodzi po domu jak cień i nic nie robi, albo wszystkim dokucza. Mama chciała go wywalić z chaty, ale ojciec stwierdził, że da mu szansę. Ogólnie była cała awantura o niego jak zawsze. 
- Serio mi przykro, że się tak kłócicie z tego powodu - odkaszlnęłam - Myślę, że powinniście po prostu dać mu spokój to się zamknie, albo powiedz rodzicom, żeby skończyli go osądzać - stwierdziłam i miałam w tej chwili ochotę przywalić sobie prosto w twarz. Tak, ty Brooklyn mówisz, żeby go nie osądzali, kiedy sama robisz to od półtora tygodnia. 
- Też tak sądzę, przynajmniej ja już skończyłam, ale mama - westchnęła - Ona nie da sobie przetłumaczyć, chociaż nie chcę nic mówić, ale on powinien zacząć się normalnie zachowywać, no wiesz skończyć te swoje gierki. Jesteśmy rodziną do cholery - podniosła głos. 
- Dokładnie, chciałabym mieć taką rodzine jaką macie wy - oznajmiłam. 
- Oj nie, nie. To jest patologia. 
- Mów co chcesz - zaśmiałam się - Ale.. - przerwałam, bo usłyszałam dzwonek oznajmiający przyjście nowej wiadomości - Chwila, tylko odbiorę - powidedziałam. 

"Wyjdź na parking i idź na koniec sektora B. Muszę z tobą porozmawiać sam na sam. Jak nie przyjdziesz to ja cię przyprowadzę. Do zobaczenia, Justin" 

Szybko zablokowałam telefon i schowałam spowrotem do kieszeni, co zwróciło uwagę blondynki. 
- Ukrywasz coś? - zapytała i uniosła brwi, tak jak to robi Justin. Jednak mają coś wspólnego. 
- Nie, to operator, dostałam dopłatę do abonamentu - skłamałam - Muszę już iść, wrócę sama, bo coś załatwię po drodze - wstałam z krzesełka i zostawiłam banknot na stoliku - Do zobaczenia jutro? - zapytałam.
- Tak jasne - uśmiechnęła się i uścisnęła na pożegnanie. 
- Dzięki, że mnie wyciągnęłaś z domu - zaśmiałam się. 
- Do usług i powiedz Justinowi, że go pozdrawiam - uśmiechnęła się szyderczo i poszła w stronę sklepów, których pewnie jeszcze nie odwiedziła. Skąd wiedziała? 

Wyszłam z centrum pewnym krokiem i odrazu skierowałam się na wskazane miejsce. Serce biło mi jak szalone, ponieważ nie widziałam co mam powiedzieć, czy ciągnąć dalej tą gre, czy dać sobie spokój. Nie wiedziałam też co on ma mi do powiedzenia, bo nie wiem co bym zrobiła, gdyby nagle wyjechał mi z tekstem w stylu "Masz rację, jestem potworem. Wyjeżdżam na stałe i mnie nie szukaj" tak jak to w tych wszystkich filmach. Nie umiem się nadal oszukiwać. Nudzę się bez niego i brakuje mi go, kiedy jest gdzie indziej. Jestem zazdrosna, kiedy widzę go z inną, tak właśnie. Jestem zazdrosna o Justina Biebera. 
Zwolniłam trochę krok, kiedy zaczęłam się zbliżać do końca tej części parkingu, kiedy zauważyłam czarne Audi zaparkowane zdala od innych aut. Cały Justin. Boi się, że jego dziecku coś się stanie - zaśmiałam się sama do siebie, przez co pewnie wyglądałam jak idiotka, po czym podeszłam do auta, przy którym stał chłopak. 
- Cieszę się, że przyszłaś - zauważył i zdeptał peta, którego wyrzucił na beton.
- Chyba nie miałam wyjścia z tego ci mi napisałeś - stwierdziłam. 
- W sumie - złapał się za podbródek udając myśliciela - Racja - posłał mi swój słodki uśmiech - Teraz masz się nie odzywać jasne? Teraz mówię ja - przeszedł odrazu do rzeczy, więc postanowiłam go wysłuchać - To co mówiłem to była prawda, na prawdę niczego nie chciałem i przysięgam zmieniłem się - położył rękę na sercu - Obiecuję ci, że niechcę ci robić krzywdy i nigdy nie zrobię. Cholernie brakuje mi spędzania z tobą czasu i cholernie mnie wkurza to, że jesteś na mnie zła. Przepraszam za to co zrobiłem, ale nie cofnę tego już. I wiem, że jestem czasami nie do zniesienia, ale taki już jestem. Wrzód na dupie - uśmiechnął się, co odwzajemniłam - I wiem, że nie powinienem cię pocałować w szatni, ale to był - westchnął - To było pod wpływem emocji, ale ja i tak muszę ci się do czegoś przyznać.
- Słucham - zachęciłam go, do wyrzucenia tego z siebie. 
- Lubię cię Brooklyn. Wiem, że mało czasu się znamy, ale cię lubie, bardzo cię lubię i - zatrzymał się i sięgnął po coś do samochodu, a po chwili stanął przede mną z małym, jasno-brązowym misiem, który w ręku trzymał serduszko - Przepraszam. 
W tej chwili byłam skłonna się rozpłakać niczym mała dziewczynka, której łepek z piaskownicy zabrał wiaderko. Przede mną stał chłopak, który starał się naprawić nasze relacje, przepraszając mnie z misiem w ręku. Wyglądał jak mały chłopiec, próbujący poderwać koleżankę z ławki. Serce mi biło jak szalone i niemal krzyczało z radości. On mnie lubi, powiedział, że mnie lubi! 
- Justin - szepnęłam - To jest cudowne. Przepraszam cię, że taka byłam, ale trudno mi było przyjąć to wszystko do wiadomości. Przepraszam, że cię osądziłam, ale zawsze tak działam, czyli jak idiotka i wybaczam ci, jeju i - wzięłam głęboki oddech - Też cię lubie, też cię bardzo lubie, ale uważam, że to za wcześnie. Poczekajmy. 
- Nie powiedziałem, że chcę dziewczyny - uprzedził. 
- Jasne, jasne - poruszyłam brwiami - Przytul mnie - powiedziałam i nie musiałam czekać, gdyż chwilę później wylądowałam w ramionach Justina - Opowiesz mi o niej dobrze? Wyrzucisz to z siebie raz na zawsze - powiedziałam mu do ucha. 
- Dobrze, ale tylko tobie - stwierdził.
- Nie powiem nikomu - zapewniłam go - I rozumiem, że ten miś jest dla mnie? 
- Ja? Jestem dla ciebie cały - zaśmiał się - Ten mały to tylko dodatek,
- Oczywiście, cokolwiek powiesz - zaśmiałam się i objęłam ramionami jego szyję. 
- Chodź - powiedział i odsunął mnie od siebie delikatnie - Jedziemy gdzieś, gdzie będziemy sami i opowiem ci o Ann - stwierdził i otworzył mi drzwi od samochodu. 
--------------------------------
Mam do was wiadomości! Otóż, mam dużą wadę wzroku i okulista powiedział, żebym nie spędzała dużo czasu przed komputerem. Będe dodawać rozdziały około 2-3 razy w tygodniu, więc myślę, że to i tak dużo :) + przepraszam za błędy, bo nie sprawdziłam :/ 
Poza tym to mamy 14 rozdział i ponad 5000wyświetleń. Czekam na wasze opinie o tym poście i do zobaczenia w next. Pamiętajcie, to motywuje. Kocham was wszystkich - @secute_ollg ❤️
CZYTASZ = KOMENTUJESZ

piątek, 30 stycznia 2015

Rozdział 13

Minął tydzień od mojej kłótni z Justinem. W tym czasie zdążyłam pogodzić się z Tessą, gdyż sama zadzwoniła i stwierdziła, że się myliła. Nie wychodziłam prawie wogóle z domu i nudziłam się. Byłam tylko raz na zakupach co nie należało do listy "top10 ulubionych wypadów", ponieważ spotkałam tam Justina. Oczywiście żadne z nas się do siebie nie odezwało, obdarzyliśmy się tylko ponurym spojrzeniem, niosącym nienawiść. Tata dowiedział się o tym, co wydarzyło się w mojej ostatniej pracy i zakazał mi narazie szukania nowej w obawie o moje bezbpieczeństwo. Ogólnie mówiąc to od tygodnia czuje się jak więzień własnego domu. 
Przełączałam właśnie programy telewizyjne, szukając czegoś wartego mojej uwagi, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi. 
- Super, jeśli tym razem to znowu ty Justin to lepiej odejdź jeszcze zanim wstałam - warknęłam pod nosem i zwlokłam się z kanapy, by otworzyć drzwi. Pociągnęłam za klamkę i ukazała mi się blond czupryna Tessy. 
- A ty co chcesz? - zapytałam.
- Brooklyn, czy ty widziałaś jak wyglądasz? - wparowała do środka, rzucając torebkę w przedpokoju - Już, idziemy do twojego pokoju i robimy z tobą porządek - rozkazała.
- Myślę, że to na prawdę nie jest... - zaczęłam z niechęcią, ale mi natychmiast przerwała.
- To jest świetny pomysł, jeśli dzisiaj ze mną nie wyjdziesz to twój mózg zgnije totalnie od codziennego oglądania powtórek Hannah Montana, marsz do pokoju - wskazała na schody, po których weszłam nie chcąc zaczynać dyskusji. 

- Zaczynamy od ciuchów - otworzyła szafę i zaczęła rozglądać się po półkach - I tak idziemy do centrum handlowego, ale musisz jakoś wyglądać, więc trzymaj te spodnie - rzuciła we mnie materiałem - I może... Tą koszulkę - wyciągnęła z półki biały t-shirt i ponownie nim we mnie rzuciła - Zabieraj te łachy i idź się ubrać, a jak skończysz to ja wchodzę to łazienki i coś zrobimy z twoimi włosami. 
- Najlepiej jeśli je zgolisz na łyso - rzuciłam i zniknęłam za drzwiami łazienki. Niestety zaraz potem powitało mnie moje odbicie w lustrze, kurde ona ma racje. Wyglądam jak stara panna, niedługo będę miała pięćdziesiąt kotów. Wyzdrygnęłam się na samą myśl i szybko wzięłam zimny prysznic, po czym ubrałam wybrane przez dziewczynę ciuchy. 
- Możesz wchodzić - zawołałam, aby Tessa weszła i dokończyła swój plan przywracania mnie do życia. 

- Przeszłyśmy już prawie całe centrum, a ty nadal nic nie wybrałaś? - zapytała znudzona blondynka. 
- Mówiłam ci, że to nie jest dobry pomysł, powinnam leżeć na kanapie, gdzie moje miejsce - odpowiedziałam dumna z tego, że miałam rację. 
- I poczekać, aż ci wypadną włosy - westchnęła - Muszę iść do łazienki, poczekasz tutaj? 
- Myślę, że pójdę jeszcze do tego pierwszego sklepu zobaczyć za jakąś sukienką - stwierdziłam - Zadzwoń do mnie, jak będziesz mnie szukać.
- Okej - rzuciła i pobiegła w stronę toalet.
Zupełnie zapomniałam, że dzwoniła ciotka Jenna i zaprosiła nas na ślub. Właściwie to już jej piąty ślub w przeciągu dwóch lat, ale nie wnikam w szczegóły. 
Szybkim krokiem weszłam do sklepu i zaczęłam przeglądanie sukienek, kiedy usłyszałam dźwięczny, dziewczęcy śmiech za mną. Obróciłam się, aby zobaczyć zapewne pustą blondynkę, która wyśmiewa jakąś dziewczynę, ale to co zobaczyłam zwaliło mnie z nóg. Dwa regały obok stał Justin w towarzystwie wysokiej, opalonej (oczywiście sztucznie opalonej) blondynki, właściwie jej włosy przypominały bardziej platynę. Cokolwiek myślałam o nim tydzień temu nagle odpłynęło i zamieniło się we wściekłość, ale nie taką jaką powinnam do niego czuć. Zaczęłam natychmiast działać. Biegiem zgarnęłam pierwszą lepszą sukienkę i weszłam do przymierzalni, lekko uchylając kurtynę, aby ich obserwować i podsłuchiwać. 
- Więc... - przeciągnęła ta pusta lalka - Lubisz mnie? 
- Tsa - rzucił szatyn, nawet na nią nie patrząc. Jasne, kłam dalej - prychnęłam pod nosem. Jednocześnie popatrzyłam na przypadkową sukienkę, którą wzięłam. Całkiem ładna - pomyślałam i postanowiłam ją przymierzyć, kiedy nagle ktoś wszedł do mojej przymierzalni. 
- Co jest kurwa? - wrzasnęłam i gwałtownie się obróciłam niemal wpadając na... Justina. 
- Widziałem cię odkąd weszłaś do sklepu, aż to czasu kiedy mnie zobaczyłaś, zrobiłaś się zazdrosna i postanowiłaś się dowiedzieć kim jest ta dziewczyna - powiedział chłodno. 
- Po prostu nie chciałam cię oglądać i wcale nie podglądałam was z tąd, coś ci się pojebało w twojej pustej głowie - odpowiedziałam i założyłam ręce na piersiach. 
- No w końcu jestem zabójcą, to po co mnie oglądać - prychnął - Możesz śmiało zadzwonić po ochronę sklepu wiesz? 
- Nie ma sprawy, jeśli z tąd nie wyjdziesz za minutę to zacznę krzyczeć - odpowiedziałam. 
- A więc mamy jeszcze minutę - spojrzał na zegarek, a następnie znowu na mnie - Nadal masz o mnie takie zle zdanie? - zapytał przygnębiony. 
- Tak - odpowiedziałam pewna siebie, ale głos w mojej głowie niemal, że krzyczał "Nie, nie" 
- Nie wierzysz mi w to co ci powiedziałem u ciebie w domu? Nie wierzysz w to, że mi na tobie zależy? Uważasz mnie za, aż takiego dupka? 
- Powiedzmy. 
- Kurwa Brook! - podniósł głos i pociągnął za końcówki włosów - Możemy o tym porozmawiać, ja ci wszystko wyjaśnię, uwierz mi. Proszę. 
- Myślę, że wiem już wszystko, możesz opuścić tą szatnię? - wskazała palcem za niego. 
- Nie mogę, bo ty nadal nie rozumiesz, że chcę się z tobą nadal przyjaźnić, że przepraszam, że nie umiem sobie nadal sam z tym poradzić i, że potrzebuje cię koło mnie. Lubię z tobą spędzać czas i chcę ci wszystko wytłumaczyć, wiem, że to mógł być dla ciebie szok, dla wszystkich był, ale nie myśl, że nie żałuję, bo to było najgorsze co mogło się mi przytrafić w życiu - mówił zdesperowany - Porozmawiaj ze mną.
- Mówię serio Justin, idź z tąd, nie mam ochoty z tobą gadać. 
- Nie - warknął i gwałtownie wpił się w moje usta, przypierając mnie do ściany szatni. Byłam zaszokowana nagłym obrotem sprawy, ale nie umiałam się oprzeć. Owinęłam ręce wokół jego szyi, przybliżając chłopaka do mojego ciała. Szatyn przeniósł ręce na moją talię, pogłębiając pocałunek. Wplątałam dłonie w jego włosy, delikatnie masując skórę głowy. 
- Stop - szepnęłam przez pocałunek - Justin przestań - odepchnęłam go od siebie,
- Przepraszam - westchnął - Wiem, że to nie powinno się wydarzyć, ale myślałem, że to zmieni twoje myślenie o mnie - podrapał się po głowie. 
- Nie, to nic nie zmieniło - warknęłam - Nadal uważam to co uważałam tydzień temu i - zamyśliłam się - Po prostu z tąd wyjdź. 
- Nie odpuszczę, będe walczyć o naszą przyjaźń - powiedział stanowczo i już miał wyjść, kiedy się zatrzymał - A no i nie musisz być zazdrosna, to była moja kuzynka - rzucił na koniec i poszedł. 
Usiadłam na podłodze, próbując przyswoić do siebie wiadomości i ostatnią sytuację. Pocalowaliśmy się, kurwa pocałował mnie.
- Brook! Szukałam cię! - moje rozmyślania przerwała Tessa, która wpadła do przebieralni - Na co czekasz? Sukienka jest świetna, bierz ją - wyrzuciła ręce w powietrze - Z tobą jest gorzej niż z moim młodszym bratem - pokręciła głową. 
Masz rację, ze mną jest gorzej, podobało mi się, cholera podobało mi się. Nienawidzę cię Justin, zresztą teraz siebie samej też. 
---------------------------------------
Hej, hej! Mamy nowy rozdział, z góry przepraszam, że nie sprawdzony, ale nie miałam czasu, bo byłam dzisiaj u lekarza :/ Cieszę się z tego jak komentowaliście ostatnie rozdziały i oby tak dalej, czekam na wasze opinie przy tym :) Kocham was misie, @secute_ollg ❤️
CZYTASZ = KOMENTUJESZ 

środa, 28 stycznia 2015

Rozdział 12

Dowiedziałam się prawdy, w końcu dowiedziałam się prawdy. Nie było mi w tej chwili potrzebne nic więcej z wiadomości o Justinie. Teraz już wiem, dlaczego tak zareagował, kiedy mówiłam o Ann. Nie wiedziałam co o tym myśleć, bo co można myśleć kiedy dowiadujesz się, że twój przyjaciel przyczynił się, a właściwie to przez niego zginęła młoda dziewczyna, co więcej jego dziewczyna. 
- Ja... - zająkałam się, kiedy w końcu postanowiłam przestać milczeć - Nie wiem co powiedzieć, nie powiedział mi - oznajmiłam. 
- Domyśliłam się - powiedziała łagodnie - Dlatego chciałam, żebyś wiedziała prawdę. I mam nadzieję, że wyciągniesz z tego wnioski. Justin nie jest kimś dla ciebie, popatrz na siebie, jesteś porządną młodą dziewczyną, masz przyszłość przed sobą i nie chcę, żebyś zmarnowała ją na mojego syna. 
- Nie - przerwałam jej - Muszę sobie to przemyśleć sama, przepraszam - szepnęłam i szybko opuściłam samochód. Biegiem udałam się do domu i otworzyłam z hukiem drzwi. 
- No wreszcie! - usłyszłam krzyk z salonu - Pojawiłaś się w domu, wiesz co ty częściej jesteś u niego niż u siebie, może się tam wyprowadź - stanął przede mną i zaczął robić kazanie - Śmiało, nawet mi nie powiedziałaś, że zostajesz na noc, myślałem, że pojechałaś do pracy, ty nie wiesz w co się pakujesz - wyrzucił ręce w powietrze.
- Tato, przepraszam - wypłakałam i rzuciłam się mu w ramiona. Zdezorientowany mężczyzna nieśmiało objął mnie i zaprowadził na kanapę - Wiem już wszystko, wiem o tej dziewczynie - wychlipiałam - Powinnam ci wierzyć, on jest całkiem inny niż myślałam - powiedziałam patrząc się na niego przez łzy - Ja niechcę tak skończyć, przepraszam - ściszyłam głos i położyłam głowę w zagłębieniu jego szyi. 
- Spokojnie Brooklyn, w porządku. Już jest wszystko okej. Cieszę się, że wszystko zrozumiałaś i odpuścisz sobie tego typa - pogładził mnie po plecach i wstał z kanapy - Muszę iść teraz do pracy, posiedź sobie dzisiaj w domu - rzucił i wyszedł. Nie uspokoiłam się, on nie umiał tego zrobić, co innego było, kiedy siedziałam wczoraj z Justinem na tarasie, on potrafił mi wszystko wytłumaczyć i sprawić, że byłam spokojna, ale to było tylko głupie złudzenie. Chciał sprawić, abym mu zaufała, a potem zrobić ze mną to samo... Ja mogłam być taka głupia, a wczoraj jeszcze mówiłam... Nawet dzisiaj mówiłam, że mi na nim zależy. Jestem kretynką, totalną kretynką. 
Dzwonek telefonu przerwał moje przemyślenia. 
- Halo? - zapytałam i pociągnęłam nosem.
- Dotarłaś już do domu? - usłyszałam męski głos po drugiej stronie. Tylko nie to.
- Tak, dotarłam - odpowiedziałam chłodno.
- Coś się stało? 
- Nie, po prostu od dzisiaj masz do mnie nie dzwonić, najlepiej to wogóle unikaj mnie, a ja będę unikała ciebie. Wiem, co chciałeś zrobić i nie mogę w to uwierzyć, jak mogłam być taka głupia i wierzyć w to co mi mówiłeś. Przyjaciele - prychnęłam - Nigdy nie byliśmy i nie będziemy przyjaciółmi. Zapomnij o mnie. 
- Co?! - krzyknął spanikowany - Co ty gadasz? Brooklyn co się stało? Powiedz mi, przyjadę do ciebie. 
- Nie przyjeżdżaj, proszę. Po prostu daj mi spokój, tylko o to cię prosze i zrób to dla mnie. Trzymaj się - pożegnałam się i zakończyłam połączenie. 
Połóżyłam się na kanapie w nadziei, że wymyślę jakiś sposób na spędzenie dzisiejszego dnia, ale co mogłabym robić? Pokłóciłam się z Tessą, gdybym nic nie wiedziała to pewnie poszłabym gdzieś z Justinem, jednak nie mogę. Na prawdę tego nie rozumiem, dobra, może i nie wiedziałam tego, co powiedziała mi jego mama, ale on nie wzbudzał żadnych podejrzeń. Wydawał się normalny, jakby na prawdę chciał się ze mną przyjaźnić, a może i czasami coś więcej? Ciężko mi go rozszyfrować, jest mistrzem ukrywania prawdziwych emocji, lecz czasami się łamie, czego byłam już świadkiem. Jak to jest, co jest ze mną nie tak, że nie umiem znaleźć sobie nikogo, z kim mogłabym spędzać czas, normalnego. Ja jestem taka beznadziejna, czy wszyscy dookoła? 
Moje rozmyślania przerwało natrętne pukanie do drzwi. Może przyjechała ciotka z Kalifornii, bo stwierdziła, że dawno nie zatruwała mi dupy. Świetnie. Leniwie wstałam z kanapy i podeszłam do drzwi, aby je otworzyć. Brooklyn, ty idiotko! Zapamiętaj, zawsze patrz najpierw kto przyszedł! - skarcilam się w myślach, zaraz po tym, kiedy zobaczyłam sylwetkę szatyna w progu. 
- Co chcesz? - zapytałam ponuro.
- Pozwolisz, że sobie wejdę - pominął moje pytanie i nie czekając na jakiekolwiek zdanie z mojej strony rozgościł się w salonie.
- Jasne, czuj się jak u siebie w domu - prychnęłam i zamknęłam za nim drzwi, po czym wróciłam do salonu. Było mi cholernie gorąco, bo wiedziałam, że będzie się pytał o co mi chodzi. 
- A nie widzisz, że się tak właśnie czuje? - rzucił - Dobra, koniec żartów. Co się stało? 
- Nic, a w sumie... - przeciągnęłam - Jeśli niczym można nazwać to, że chciałeś po prostu się ze mną zaprzyjaźnić i wogóle zbliżyć do mnie, tylko po to, by potem wciągnąć mnie w dragi to rzeczywiście nic - fuknęłam - Znam całą prawdę o Ann i gówno mnie obchodzą twoje tłumaczenia, nawet nie prubuj - wyprzedziłam go zanim się odezwał - Twoja mama mi powiedziała wszystko ze szczegółami, ty po prostu zabiłeś swoją dziewczynę, bo inaczej tego nie ujmę - pokręciłam głową, nadal nie dowierzając. 
- Ja nikogo nie zabiłem - krzyknął po mojej przemowie i gwałtownie wstał z kanapy - Przyznaje się, było tak jak powiedziała moja mama, bo zapewne powiedziała prawdę, tak przedawkowała przeze mnie i to wszystko moja wina, ale ja jej nie zabiłem, rozumiesz?! - złapał mnie za ramiona i zaczął mną potrząsać, jednocześnie krzycząc - Ja nie chciałem tego zrobić, nawet nie wiesz jak żałuje, mówiłem ci, że żałuje wiele rzeczy z tamtego okresu, ale nie umiem tego odwrócić. Chciałem zacząć na nowo. Spotkałem ciebie i pomyślałem, że możemy spędzać razem czas, bo nic nie wiesz i nie będziesz myśleć o mnie jak o ostatnim dupku lub mordercy - wciągnął gwałtownie powietrze - Nigdy nie chciałem ci zrobić krzywdy, nawet mi to przez myśl nie przeszło, bo wiedziałem, że jesteś jedyną osobą w tym mieście, z którą mógłbym mieć lepszy kontakt, oprócz moich starych znajomych. Chciałem się zmienić dla ciebie i nawet wyprowadzić z domu, żeby więcej nie patrzeć na te osoby, które utorzyły sobie jakąś pojebaną ideologię do mnie. A przede wszystkim wiesz dlaczego nigdy nie chciałbym cię skrzywdzić? - zapytał nadal nie zmieniając pozycji. Pokręciłam tylko głową bojąc się teraz odezwać. 
- Bo mi na tobie zależy, ale widać ty tego nie pojmujesz i jesteś kolejną osobą, która uważa mnie za mordercę - oznajmił już nieco łagodnym głosem i puścił moje ramiona. Nastała cisza. Głucha cisza, on potrzebował ochłonąć, a ja potrzebowałam, aby jego słowa do mnie dotarły. Mówi prawdę? Może to kolejna część jego gry.
- Ja nie wiem, czy my powinniśmy się przyjaźnić - wydusiłam w końcu, skupiając całą jego uwagę na sobie - Jesteśmy z innych światów i to widać, po prostu ja się chyba nie nadaję do takich spraw. Myślę, że każdy z nas powinien znaleźć sobie innych znajomych i będzie dobrze - powiedziałam i lekko się uśmiechnęłam, chociaż w środku mnie się równocześnie gotowało ze złości, chciało mi się płakać i cholernie chciałam go teraz przytulić i powiedzieć po prostu "nie ma sprawy", ale wtedy byłabym głupia. 
- Serio Brooklyn? - zaśmiał się histerycznie i zaczął powoli iść w stronę drzwi - Myślałem, że jak ci to powiem to zmienisz zdanie, ale widać, że nie. Widzę, że twój tatuś i moja matka, ba moja cała zjebana rodzina zdążyła ci zrobić niezłe pranie mózgu. Może i masz rację, ja wrócę do starego życia, a ty se znajdź kogoś kto jest normalny i w twoich gustach, cześć - rzucił i wyszedł z mieszkania, głośno trzaskając drzwiami. 
Chciałam krzyknąć, że nie może wrócić do przeszłości, że możemy o tym porozmawiać, że ma zawrócić i usiąść ze mną tutaj. Chciałam mu powiedzieć, że ja nie mówię tego co myślę, ale widać on już podjął decyzję. 
Moja najgorsza cecha jest taka, że lubię odpychać od siebie ludzi, kiedy coś się kąplikuje i właśnie to zrobiłam, właśnie odepchnęłam od siebie Justina, kogoś kto mnie najwidoczniej lubił, kiedy on potrzebował mnie. Potrzebował mnie by się zmienić, a ja postanowiłam powiedzieć "nie". 

"Bo mi na tobie zależy" 

Przez myśli przemknęło mi to głupie zdanie, które powiedział. 
- Mi też na tobie zależy - szepnęłam sama do siebie i poczułam samotną łzę, która spływała po moim policzku. 
---------------------------
Hej kochani! Więc... Poprzedni rozdział wielu z was skomentowało, za co wam dziękuje i oby tak dalej, to strasznie motywuje, tak więc napisałam nowy rozdział. Wiem, że trochę krótki, ale rozumiecie, mam nadzieje :) Jak wam się podoba? Czekam na opinię i kocham was, @secute_ollg <3 
CZYTASZ = KOMENTUJESZ