piątek, 30 stycznia 2015

Rozdział 13

Minął tydzień od mojej kłótni z Justinem. W tym czasie zdążyłam pogodzić się z Tessą, gdyż sama zadzwoniła i stwierdziła, że się myliła. Nie wychodziłam prawie wogóle z domu i nudziłam się. Byłam tylko raz na zakupach co nie należało do listy "top10 ulubionych wypadów", ponieważ spotkałam tam Justina. Oczywiście żadne z nas się do siebie nie odezwało, obdarzyliśmy się tylko ponurym spojrzeniem, niosącym nienawiść. Tata dowiedział się o tym, co wydarzyło się w mojej ostatniej pracy i zakazał mi narazie szukania nowej w obawie o moje bezbpieczeństwo. Ogólnie mówiąc to od tygodnia czuje się jak więzień własnego domu. 
Przełączałam właśnie programy telewizyjne, szukając czegoś wartego mojej uwagi, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi. 
- Super, jeśli tym razem to znowu ty Justin to lepiej odejdź jeszcze zanim wstałam - warknęłam pod nosem i zwlokłam się z kanapy, by otworzyć drzwi. Pociągnęłam za klamkę i ukazała mi się blond czupryna Tessy. 
- A ty co chcesz? - zapytałam.
- Brooklyn, czy ty widziałaś jak wyglądasz? - wparowała do środka, rzucając torebkę w przedpokoju - Już, idziemy do twojego pokoju i robimy z tobą porządek - rozkazała.
- Myślę, że to na prawdę nie jest... - zaczęłam z niechęcią, ale mi natychmiast przerwała.
- To jest świetny pomysł, jeśli dzisiaj ze mną nie wyjdziesz to twój mózg zgnije totalnie od codziennego oglądania powtórek Hannah Montana, marsz do pokoju - wskazała na schody, po których weszłam nie chcąc zaczynać dyskusji. 

- Zaczynamy od ciuchów - otworzyła szafę i zaczęła rozglądać się po półkach - I tak idziemy do centrum handlowego, ale musisz jakoś wyglądać, więc trzymaj te spodnie - rzuciła we mnie materiałem - I może... Tą koszulkę - wyciągnęła z półki biały t-shirt i ponownie nim we mnie rzuciła - Zabieraj te łachy i idź się ubrać, a jak skończysz to ja wchodzę to łazienki i coś zrobimy z twoimi włosami. 
- Najlepiej jeśli je zgolisz na łyso - rzuciłam i zniknęłam za drzwiami łazienki. Niestety zaraz potem powitało mnie moje odbicie w lustrze, kurde ona ma racje. Wyglądam jak stara panna, niedługo będę miała pięćdziesiąt kotów. Wyzdrygnęłam się na samą myśl i szybko wzięłam zimny prysznic, po czym ubrałam wybrane przez dziewczynę ciuchy. 
- Możesz wchodzić - zawołałam, aby Tessa weszła i dokończyła swój plan przywracania mnie do życia. 

- Przeszłyśmy już prawie całe centrum, a ty nadal nic nie wybrałaś? - zapytała znudzona blondynka. 
- Mówiłam ci, że to nie jest dobry pomysł, powinnam leżeć na kanapie, gdzie moje miejsce - odpowiedziałam dumna z tego, że miałam rację. 
- I poczekać, aż ci wypadną włosy - westchnęła - Muszę iść do łazienki, poczekasz tutaj? 
- Myślę, że pójdę jeszcze do tego pierwszego sklepu zobaczyć za jakąś sukienką - stwierdziłam - Zadzwoń do mnie, jak będziesz mnie szukać.
- Okej - rzuciła i pobiegła w stronę toalet.
Zupełnie zapomniałam, że dzwoniła ciotka Jenna i zaprosiła nas na ślub. Właściwie to już jej piąty ślub w przeciągu dwóch lat, ale nie wnikam w szczegóły. 
Szybkim krokiem weszłam do sklepu i zaczęłam przeglądanie sukienek, kiedy usłyszałam dźwięczny, dziewczęcy śmiech za mną. Obróciłam się, aby zobaczyć zapewne pustą blondynkę, która wyśmiewa jakąś dziewczynę, ale to co zobaczyłam zwaliło mnie z nóg. Dwa regały obok stał Justin w towarzystwie wysokiej, opalonej (oczywiście sztucznie opalonej) blondynki, właściwie jej włosy przypominały bardziej platynę. Cokolwiek myślałam o nim tydzień temu nagle odpłynęło i zamieniło się we wściekłość, ale nie taką jaką powinnam do niego czuć. Zaczęłam natychmiast działać. Biegiem zgarnęłam pierwszą lepszą sukienkę i weszłam do przymierzalni, lekko uchylając kurtynę, aby ich obserwować i podsłuchiwać. 
- Więc... - przeciągnęła ta pusta lalka - Lubisz mnie? 
- Tsa - rzucił szatyn, nawet na nią nie patrząc. Jasne, kłam dalej - prychnęłam pod nosem. Jednocześnie popatrzyłam na przypadkową sukienkę, którą wzięłam. Całkiem ładna - pomyślałam i postanowiłam ją przymierzyć, kiedy nagle ktoś wszedł do mojej przymierzalni. 
- Co jest kurwa? - wrzasnęłam i gwałtownie się obróciłam niemal wpadając na... Justina. 
- Widziałem cię odkąd weszłaś do sklepu, aż to czasu kiedy mnie zobaczyłaś, zrobiłaś się zazdrosna i postanowiłaś się dowiedzieć kim jest ta dziewczyna - powiedział chłodno. 
- Po prostu nie chciałam cię oglądać i wcale nie podglądałam was z tąd, coś ci się pojebało w twojej pustej głowie - odpowiedziałam i założyłam ręce na piersiach. 
- No w końcu jestem zabójcą, to po co mnie oglądać - prychnął - Możesz śmiało zadzwonić po ochronę sklepu wiesz? 
- Nie ma sprawy, jeśli z tąd nie wyjdziesz za minutę to zacznę krzyczeć - odpowiedziałam. 
- A więc mamy jeszcze minutę - spojrzał na zegarek, a następnie znowu na mnie - Nadal masz o mnie takie zle zdanie? - zapytał przygnębiony. 
- Tak - odpowiedziałam pewna siebie, ale głos w mojej głowie niemal, że krzyczał "Nie, nie" 
- Nie wierzysz mi w to co ci powiedziałem u ciebie w domu? Nie wierzysz w to, że mi na tobie zależy? Uważasz mnie za, aż takiego dupka? 
- Powiedzmy. 
- Kurwa Brook! - podniósł głos i pociągnął za końcówki włosów - Możemy o tym porozmawiać, ja ci wszystko wyjaśnię, uwierz mi. Proszę. 
- Myślę, że wiem już wszystko, możesz opuścić tą szatnię? - wskazała palcem za niego. 
- Nie mogę, bo ty nadal nie rozumiesz, że chcę się z tobą nadal przyjaźnić, że przepraszam, że nie umiem sobie nadal sam z tym poradzić i, że potrzebuje cię koło mnie. Lubię z tobą spędzać czas i chcę ci wszystko wytłumaczyć, wiem, że to mógł być dla ciebie szok, dla wszystkich był, ale nie myśl, że nie żałuję, bo to było najgorsze co mogło się mi przytrafić w życiu - mówił zdesperowany - Porozmawiaj ze mną.
- Mówię serio Justin, idź z tąd, nie mam ochoty z tobą gadać. 
- Nie - warknął i gwałtownie wpił się w moje usta, przypierając mnie do ściany szatni. Byłam zaszokowana nagłym obrotem sprawy, ale nie umiałam się oprzeć. Owinęłam ręce wokół jego szyi, przybliżając chłopaka do mojego ciała. Szatyn przeniósł ręce na moją talię, pogłębiając pocałunek. Wplątałam dłonie w jego włosy, delikatnie masując skórę głowy. 
- Stop - szepnęłam przez pocałunek - Justin przestań - odepchnęłam go od siebie,
- Przepraszam - westchnął - Wiem, że to nie powinno się wydarzyć, ale myślałem, że to zmieni twoje myślenie o mnie - podrapał się po głowie. 
- Nie, to nic nie zmieniło - warknęłam - Nadal uważam to co uważałam tydzień temu i - zamyśliłam się - Po prostu z tąd wyjdź. 
- Nie odpuszczę, będe walczyć o naszą przyjaźń - powiedział stanowczo i już miał wyjść, kiedy się zatrzymał - A no i nie musisz być zazdrosna, to była moja kuzynka - rzucił na koniec i poszedł. 
Usiadłam na podłodze, próbując przyswoić do siebie wiadomości i ostatnią sytuację. Pocalowaliśmy się, kurwa pocałował mnie.
- Brook! Szukałam cię! - moje rozmyślania przerwała Tessa, która wpadła do przebieralni - Na co czekasz? Sukienka jest świetna, bierz ją - wyrzuciła ręce w powietrze - Z tobą jest gorzej niż z moim młodszym bratem - pokręciła głową. 
Masz rację, ze mną jest gorzej, podobało mi się, cholera podobało mi się. Nienawidzę cię Justin, zresztą teraz siebie samej też. 
---------------------------------------
Hej, hej! Mamy nowy rozdział, z góry przepraszam, że nie sprawdzony, ale nie miałam czasu, bo byłam dzisiaj u lekarza :/ Cieszę się z tego jak komentowaliście ostatnie rozdziały i oby tak dalej, czekam na wasze opinie przy tym :) Kocham was misie, @secute_ollg ❤️
CZYTASZ = KOMENTUJESZ 

środa, 28 stycznia 2015

Rozdział 12

Dowiedziałam się prawdy, w końcu dowiedziałam się prawdy. Nie było mi w tej chwili potrzebne nic więcej z wiadomości o Justinie. Teraz już wiem, dlaczego tak zareagował, kiedy mówiłam o Ann. Nie wiedziałam co o tym myśleć, bo co można myśleć kiedy dowiadujesz się, że twój przyjaciel przyczynił się, a właściwie to przez niego zginęła młoda dziewczyna, co więcej jego dziewczyna. 
- Ja... - zająkałam się, kiedy w końcu postanowiłam przestać milczeć - Nie wiem co powiedzieć, nie powiedział mi - oznajmiłam. 
- Domyśliłam się - powiedziała łagodnie - Dlatego chciałam, żebyś wiedziała prawdę. I mam nadzieję, że wyciągniesz z tego wnioski. Justin nie jest kimś dla ciebie, popatrz na siebie, jesteś porządną młodą dziewczyną, masz przyszłość przed sobą i nie chcę, żebyś zmarnowała ją na mojego syna. 
- Nie - przerwałam jej - Muszę sobie to przemyśleć sama, przepraszam - szepnęłam i szybko opuściłam samochód. Biegiem udałam się do domu i otworzyłam z hukiem drzwi. 
- No wreszcie! - usłyszłam krzyk z salonu - Pojawiłaś się w domu, wiesz co ty częściej jesteś u niego niż u siebie, może się tam wyprowadź - stanął przede mną i zaczął robić kazanie - Śmiało, nawet mi nie powiedziałaś, że zostajesz na noc, myślałem, że pojechałaś do pracy, ty nie wiesz w co się pakujesz - wyrzucił ręce w powietrze.
- Tato, przepraszam - wypłakałam i rzuciłam się mu w ramiona. Zdezorientowany mężczyzna nieśmiało objął mnie i zaprowadził na kanapę - Wiem już wszystko, wiem o tej dziewczynie - wychlipiałam - Powinnam ci wierzyć, on jest całkiem inny niż myślałam - powiedziałam patrząc się na niego przez łzy - Ja niechcę tak skończyć, przepraszam - ściszyłam głos i położyłam głowę w zagłębieniu jego szyi. 
- Spokojnie Brooklyn, w porządku. Już jest wszystko okej. Cieszę się, że wszystko zrozumiałaś i odpuścisz sobie tego typa - pogładził mnie po plecach i wstał z kanapy - Muszę iść teraz do pracy, posiedź sobie dzisiaj w domu - rzucił i wyszedł. Nie uspokoiłam się, on nie umiał tego zrobić, co innego było, kiedy siedziałam wczoraj z Justinem na tarasie, on potrafił mi wszystko wytłumaczyć i sprawić, że byłam spokojna, ale to było tylko głupie złudzenie. Chciał sprawić, abym mu zaufała, a potem zrobić ze mną to samo... Ja mogłam być taka głupia, a wczoraj jeszcze mówiłam... Nawet dzisiaj mówiłam, że mi na nim zależy. Jestem kretynką, totalną kretynką. 
Dzwonek telefonu przerwał moje przemyślenia. 
- Halo? - zapytałam i pociągnęłam nosem.
- Dotarłaś już do domu? - usłyszałam męski głos po drugiej stronie. Tylko nie to.
- Tak, dotarłam - odpowiedziałam chłodno.
- Coś się stało? 
- Nie, po prostu od dzisiaj masz do mnie nie dzwonić, najlepiej to wogóle unikaj mnie, a ja będę unikała ciebie. Wiem, co chciałeś zrobić i nie mogę w to uwierzyć, jak mogłam być taka głupia i wierzyć w to co mi mówiłeś. Przyjaciele - prychnęłam - Nigdy nie byliśmy i nie będziemy przyjaciółmi. Zapomnij o mnie. 
- Co?! - krzyknął spanikowany - Co ty gadasz? Brooklyn co się stało? Powiedz mi, przyjadę do ciebie. 
- Nie przyjeżdżaj, proszę. Po prostu daj mi spokój, tylko o to cię prosze i zrób to dla mnie. Trzymaj się - pożegnałam się i zakończyłam połączenie. 
Połóżyłam się na kanapie w nadziei, że wymyślę jakiś sposób na spędzenie dzisiejszego dnia, ale co mogłabym robić? Pokłóciłam się z Tessą, gdybym nic nie wiedziała to pewnie poszłabym gdzieś z Justinem, jednak nie mogę. Na prawdę tego nie rozumiem, dobra, może i nie wiedziałam tego, co powiedziała mi jego mama, ale on nie wzbudzał żadnych podejrzeń. Wydawał się normalny, jakby na prawdę chciał się ze mną przyjaźnić, a może i czasami coś więcej? Ciężko mi go rozszyfrować, jest mistrzem ukrywania prawdziwych emocji, lecz czasami się łamie, czego byłam już świadkiem. Jak to jest, co jest ze mną nie tak, że nie umiem znaleźć sobie nikogo, z kim mogłabym spędzać czas, normalnego. Ja jestem taka beznadziejna, czy wszyscy dookoła? 
Moje rozmyślania przerwało natrętne pukanie do drzwi. Może przyjechała ciotka z Kalifornii, bo stwierdziła, że dawno nie zatruwała mi dupy. Świetnie. Leniwie wstałam z kanapy i podeszłam do drzwi, aby je otworzyć. Brooklyn, ty idiotko! Zapamiętaj, zawsze patrz najpierw kto przyszedł! - skarcilam się w myślach, zaraz po tym, kiedy zobaczyłam sylwetkę szatyna w progu. 
- Co chcesz? - zapytałam ponuro.
- Pozwolisz, że sobie wejdę - pominął moje pytanie i nie czekając na jakiekolwiek zdanie z mojej strony rozgościł się w salonie.
- Jasne, czuj się jak u siebie w domu - prychnęłam i zamknęłam za nim drzwi, po czym wróciłam do salonu. Było mi cholernie gorąco, bo wiedziałam, że będzie się pytał o co mi chodzi. 
- A nie widzisz, że się tak właśnie czuje? - rzucił - Dobra, koniec żartów. Co się stało? 
- Nic, a w sumie... - przeciągnęłam - Jeśli niczym można nazwać to, że chciałeś po prostu się ze mną zaprzyjaźnić i wogóle zbliżyć do mnie, tylko po to, by potem wciągnąć mnie w dragi to rzeczywiście nic - fuknęłam - Znam całą prawdę o Ann i gówno mnie obchodzą twoje tłumaczenia, nawet nie prubuj - wyprzedziłam go zanim się odezwał - Twoja mama mi powiedziała wszystko ze szczegółami, ty po prostu zabiłeś swoją dziewczynę, bo inaczej tego nie ujmę - pokręciłam głową, nadal nie dowierzając. 
- Ja nikogo nie zabiłem - krzyknął po mojej przemowie i gwałtownie wstał z kanapy - Przyznaje się, było tak jak powiedziała moja mama, bo zapewne powiedziała prawdę, tak przedawkowała przeze mnie i to wszystko moja wina, ale ja jej nie zabiłem, rozumiesz?! - złapał mnie za ramiona i zaczął mną potrząsać, jednocześnie krzycząc - Ja nie chciałem tego zrobić, nawet nie wiesz jak żałuje, mówiłem ci, że żałuje wiele rzeczy z tamtego okresu, ale nie umiem tego odwrócić. Chciałem zacząć na nowo. Spotkałem ciebie i pomyślałem, że możemy spędzać razem czas, bo nic nie wiesz i nie będziesz myśleć o mnie jak o ostatnim dupku lub mordercy - wciągnął gwałtownie powietrze - Nigdy nie chciałem ci zrobić krzywdy, nawet mi to przez myśl nie przeszło, bo wiedziałem, że jesteś jedyną osobą w tym mieście, z którą mógłbym mieć lepszy kontakt, oprócz moich starych znajomych. Chciałem się zmienić dla ciebie i nawet wyprowadzić z domu, żeby więcej nie patrzeć na te osoby, które utorzyły sobie jakąś pojebaną ideologię do mnie. A przede wszystkim wiesz dlaczego nigdy nie chciałbym cię skrzywdzić? - zapytał nadal nie zmieniając pozycji. Pokręciłam tylko głową bojąc się teraz odezwać. 
- Bo mi na tobie zależy, ale widać ty tego nie pojmujesz i jesteś kolejną osobą, która uważa mnie za mordercę - oznajmił już nieco łagodnym głosem i puścił moje ramiona. Nastała cisza. Głucha cisza, on potrzebował ochłonąć, a ja potrzebowałam, aby jego słowa do mnie dotarły. Mówi prawdę? Może to kolejna część jego gry.
- Ja nie wiem, czy my powinniśmy się przyjaźnić - wydusiłam w końcu, skupiając całą jego uwagę na sobie - Jesteśmy z innych światów i to widać, po prostu ja się chyba nie nadaję do takich spraw. Myślę, że każdy z nas powinien znaleźć sobie innych znajomych i będzie dobrze - powiedziałam i lekko się uśmiechnęłam, chociaż w środku mnie się równocześnie gotowało ze złości, chciało mi się płakać i cholernie chciałam go teraz przytulić i powiedzieć po prostu "nie ma sprawy", ale wtedy byłabym głupia. 
- Serio Brooklyn? - zaśmiał się histerycznie i zaczął powoli iść w stronę drzwi - Myślałem, że jak ci to powiem to zmienisz zdanie, ale widać, że nie. Widzę, że twój tatuś i moja matka, ba moja cała zjebana rodzina zdążyła ci zrobić niezłe pranie mózgu. Może i masz rację, ja wrócę do starego życia, a ty se znajdź kogoś kto jest normalny i w twoich gustach, cześć - rzucił i wyszedł z mieszkania, głośno trzaskając drzwiami. 
Chciałam krzyknąć, że nie może wrócić do przeszłości, że możemy o tym porozmawiać, że ma zawrócić i usiąść ze mną tutaj. Chciałam mu powiedzieć, że ja nie mówię tego co myślę, ale widać on już podjął decyzję. 
Moja najgorsza cecha jest taka, że lubię odpychać od siebie ludzi, kiedy coś się kąplikuje i właśnie to zrobiłam, właśnie odepchnęłam od siebie Justina, kogoś kto mnie najwidoczniej lubił, kiedy on potrzebował mnie. Potrzebował mnie by się zmienić, a ja postanowiłam powiedzieć "nie". 

"Bo mi na tobie zależy" 

Przez myśli przemknęło mi to głupie zdanie, które powiedział. 
- Mi też na tobie zależy - szepnęłam sama do siebie i poczułam samotną łzę, która spływała po moim policzku. 
---------------------------
Hej kochani! Więc... Poprzedni rozdział wielu z was skomentowało, za co wam dziękuje i oby tak dalej, to strasznie motywuje, tak więc napisałam nowy rozdział. Wiem, że trochę krótki, ale rozumiecie, mam nadzieje :) Jak wam się podoba? Czekam na opinię i kocham was, @secute_ollg <3 
CZYTASZ = KOMENTUJESZ 

poniedziałek, 26 stycznia 2015

Rozdział 11

- Ja po prostu... - zaczęłam nieśmiało - Rozmawialiśmy z Justinem na tarasie i zasnęłam, więc pewnie przeniósł mnie tutaj, nie wyobrażaj sobie za dużo - przewróciłam oczami.
- Jasne - prychnęła - Na pewno mój brat jest taki miłosierny, w jakiej ty epoce żyjesz? - zwróciła się do mnie z dziwnym wyrzutem - Wykorzystał cię i się skończyło dobre, jaka ty byłaś głupia jeśli pomyślałaś, że on chciałby z tobą być - drążyła temat - A wiesz co będzie najlepsze? Jak się okaże, że jesteś z nim w ciąży - parsknęła śmiechem - To będzie hit roku, serio Brook, gratuluje rozsądku. 
- Nie będe z nim w ciąży, bo nie spałam z nim! - krzyknęłam jej prosto w twarz - Jesteś zazdrosna, bo mam lepsze relacje z nim niż z tobą? On jest moim przyjacielem, chce spędzać ze mną czas i gadamy całe dnie, podczas gdy ty włóczysz się po mieście, bo jesteś zwykłą pieprzoną snobką. Torebki Chanel i te sprawy - pokręciłam głową z uśmiechem - Niczym się nie interesujesz poza sobą, ani nikim, tak więc odpierdol się - zakończyłam dumna ze swojej przemowy. 
- Słucham? - zapytała piskliwym głosem - Wynoś się z mojego domu - warknęła i wskazała palcem na drzwi, w których akurat w tym momencie pojawił się Justin. 
- Uspokój się histeryczko - zwrócił się do blondynki wchodząc wgłąb pomieszczenia i stając u mojego boku - Nie będziesz wyrzucać moich gości. Brooklyn przyszła tutaj ze mną i do mnie, więc opanuj się i wróć do swojego pokoju, albo jeszcze lepiej - uniósł palcem do góry - Wyjdź z tego domu, a i gdybyś chciała coś powiedzieć to wiem, że rodzice wrócili, bo widziałem się z nimi i wyjaśniłem szybko, że mają się po prostu nie wpierdalać do mnie - oblizał wargę - To wszystko z ogłoszeń do ciebie, żegnam - wskazał na drzwi, a dziewczyna zdezorientowana i jednocześnie wkurzona opuściła pokój. 
- Dzięki? - zwróciłam się do niego pytając.
- Nie ma za co - puścił mi oczko - Już lepiej się czujesz? - zapytał i przejechał kciukiem po moim ramieniu.
- Tak, lepiej - odpowiedziałam i zrzuciłam jego rękę z ramienia. 
- Coś nie tak zrobiłem? 
- Nie, po prostu sam mówiłeś, że niechcesz się zbliżyć i takie tam bzdury - oznajmiłam. 
- To jest tylko gest taki jak wczoraj - odpowiedział - Nudziłem się, wiesz jak długo spałaś? - uniósł brwi do góry. 
- Widocznie byłam zmęczona twoją obecnością - odparłam. 
- Wróciła zadziorna Brooklyn - klasnął w dłonie - A wczoraj byłaś całkiem inna. 
- Podobało ci się nie, Bieber? - uniosłam brwi do góry i zrzuciłam ręce na piersi - Lubisz jak dziewczyny do ciebie gną i jesteś ich jedynym ratunkiem. Oszukujesz sam siebie, mówisz, że niechcesz mieć bliższych relacji z dziewczyną, a tak na prawdę tego pragniesz - wbiłam paznokieć w jego klatkę piersiową - Wygrałam, mam rację - oznajmiłam. 
- Tak gramy? - zwrócił się do mnie niskim głosem - Okej, więc ty też siebie oszukujesz Brook, mówiąc, że mnie nie pragniesz i nie potrzebujesz mojej bliskości - przybliżył się do mnie - A prawda jest taka, że za każdym razem kiedy jesteśmy blisko jesteś mokra - zaśmiał się - Podoba ci się, kiedy zwracam na ciebie uwagę i kręci cię to, że nie ma w pobliżu mnie innej. Nie ukryjesz przede mną nic Cameron - szepnął mi na ucho, a kiedy ciepłe powietrze dotknęło mojej skóry przez moje ciało przeszedł dreszcz - Pociągam cię, cholernie - ściszył głos do szeptu i zaczął składać pojedyncze pocałunki wzdłuż mojej szyi, było gorąco, cholernie gorąco. Chciałam go, miał racje. Pragnęłam go całą sobą i nie umiałam tego dłużej ukrywać, ale nie mogłam pozwolić na to co się działo w tej chwili. Jesteśmy przyjaciółmi i tak powinno zostać, nic więcej. 
- Przestań - postanowiłam działać i odepchnęłam go od siebie.
- Podobało cię się - powiedział dumny z siebie - Dlaczego mam przestać w takim razie? 
- Nie możemy, pamiętasz? Mieliiśmy się przyjaźnić.
- Przyjaciele z korzyściami - wzruszył ramionami - Zapomniałem ci powiedzieć, dzwonił twój ojciec.
- Nie mów, że... - zaczęłam, ale mi przerwał. 
- Tak, odebrałem - uśmiechnął się złośliwie - Powiedziałem, że jesteś wykończona i słodko śpisz, więc nie będę ci budził.
- Wiedział, że rozmawia z tobą?
- Powiedział coś w stylu "Załatwię cię jeszcze Bieber, zobaczysz gnoju nie zobaczysz mojej córki nigdy w życiu" - zacytował - Więc myślę, że wiedział - pokiwał twierdząco głową i zaśmiał się najprawdopodobniej przypominając sobie rozmowę z moim ojcem. 
- Dzięki Justin - uśmiechnęłam się sztucznie - Dostanę taki opierdol w domu, że serio cię już nigdy nie zobaczę - tupnęłam nogą jak dziecko - Mam cię dość, jade się rozprawić z tatą - rzuciłam i opuściłam pokój - I nie musisz mnie odwozić, poradzę sobie sama - krzyknęłam, będąc już na schodach. 

- Ty jesteś Brooklyn? - kiedy miałam zamiar przekroczyć próg przedpokoju zatrzymała mnie kobieta w średnim wieku. 
- Tak mi powiedzieli przynajmniej - zaśmiałam się. 
- Pozwolisz, że odwiozę cię do domu? Muszę ci coś powiedzieć.
- A kim pani jest? - uniosłam brwi do góry.
- Jestem mamą Justina, proszę, to dla mnie ważne - oznajmiła ze smutną miną, więc tylko pokiwałam głową i wyszłyśmy razem na podwórko. W ciszy wsiadłyśmy to Jeepa brunetki i wyjechałyśmy na ulicę. Justinowi by się nie spodobało, że wracam do domu z jego matką. 
- Więc, co mi pani chciała powiedzieć? - zaczęłam obracając się w jej stronę. 
- Proszę cię, znajdź sobie innych znajomych - powiedziała spokojnie, a ja zmarszczyłam brwi - Justin naprawdę nie jest odpowiednim towarzystwem dla takiej dziewczyny jak ty - stwierdziła.
- Wszyscy mi to mówią, a ja nie wiem dlaczego - zwróciłam jej uwagę. 
- Wiesz, że wyszedł z więzienia - zapytała, więc przytaknęłam - Powiem ci za co - oznajmiła, zwracając na siebie moją pełną uwagę - Pierwszą sprawą były narkotyki, handlował tym i jestem pewna, że bierze do dzisiaj, ponieważ rano sprawdziłam mu kieszenie w bluzie i znalazłam mariuhuanę - westchnęła zmartwiona, ale on powiedział, że nie bierze - Słyszałaś o Ann? - zapytała, na co znowu potwierdziłam czując, że jestem bliska tego, by dowiedzieć się co się kryje w osobie szatyna - Była jego pierwszą miłością, kochał ją nad życie. Byli razem codziennie, ale on ćpał. Pewnego wieczoru był z nią sam w domu - zatrzymała się na chwilę - Chciał, żeby spróbowała jedną działkę, ale wtedy nie kontrolował niczego, wzięła za dużo. Piła wtedy też alkohol, zmarła rankiem. I nie próbuj go nawet tłumaczyć, to przez niego ta biedna dziewczyna nie żyje, on jej na to pozwolił i się do tego przyczynił - kontynuowała mimo tego, że ja już nie byłam w stanie się odezwać - On i jego pieprzone narkotyki zabiły kogoś na kim mu naprawdę zależało, ale wtedy tego nie wiedział, dopiero rano się otrząsnął i od tamtego czasu zmienił się jeszcze bardziej - zaparkowała pod moim blokiem, kiedy dotarłyśmy do celu - Policja przyszła i go zabrała, a my nie wiedzieliśmy o tym, dopiero oni nam powiedzieli. Zamknęli go i teraz wrócił. Brooklyn proszę cię, jesteś tak samo porządną dziewczyną jaką była Ann, on cie wykończy tak jak to zrobił z nią - pokręciła głową - Tacy ludzie się nie zmieniają, nie ma ratunku. Pomimo tego, że Justin jest moim synem, to nie potrafię go obronić, nie potrafię - westchnęła. Nie umiałam nic powiedzieć, jak kamień. Siedziałam w miejscu i wpatrywałam się w przednią szybę próbując przyswoić do ciebie informacje. 
---------------
Przepraszam, że krótki, ale wogóle nie mam weny. Zero, napisałam ten rozdział, bo dawno nie było i przepraszam wiem beznadziejny, mimo tego cieszę się, że komuś chce się to czytać. Kocham was xx i zmieniłam user na Twitterze na @secute_ollg
CZYTASZ = KOMENTUJESZ 

czwartek, 22 stycznia 2015

Rozdział 10

- Przestań ryczeć kurwa! - wrzasną George widząc moje łzy - Nie jesteś dzieckiem.
- Jesteś obrzydliwy, zostaw mnie kurwa! - krzyknęłam i odepchnęłam go od siebie.
- Ja jestem obrzydliwy? Popatrz na siebie, nie możesz znaleźć innej pracy, więc idziesz do jakiegoś baru, gdzie każdy może cię zgwałcić, masz szczęście, że to jestem ja, więc zamknij pysk! 
- Mam szczęście? Jesteś pojebanym zbokiem! - odpowiedziałam mu piszcząc i, gdy już miał się do mnie ponownie zbliżyć uderzyłam go z całej siły kolanem w krocze. 
- Co jest kurwa? - wrzasnął i złapał się za przyrodzenie upadając z kanapy na kafelki. Właśnie w tej chwili drzwi od biura otworzyły się z hukiem i do pomieszczenia wpadł zszokowany Justin. 
- Brooklyn - wyszeptał, kiedy mnie zobaczył, musiałam wyglądać strasznie - Proszę cię wyjdź z tąd i się ogarnij w łazience - podszedł do mnie i podniósł mnie z kanapy. 
- Chodź ze mną - wyszeptałam patrząc się na niego. 
- Nie, za chwilę do ciebie przyjdę, ale muszę coś jeszcze zrobić. Proszę cię wyjdź - popchnął mnie lekko w stronę drzwi, jednak nie dałam za wygraną. Nie poszłam do łazienki, ale stanęłam w progu chcąc wiedzieć jakie plany ma szatyn. Chłopak podszedł do leżącego na podłodze George'a, schylił się i chwytając go z krawat gwałtownie pociągnął go do góry, na co ten zaniemówił z braku powietrza. 
- Co skurwysynu? Chciałeś się zabawić? No dajesz, mogę ci zaproponować inną formę rozrywki - ryknął chłopak wprost w twarz "szefa".
- Poprostu weź z tąd swoją małą dziwkę i nie wracajcie tutaj - wysapał ten, wiedząc co się kroi. 
- Ona nie jest dziwką, ale musisz wiedzieć, że nie mamy zamiaru tutaj wracać, tylko muszę coś dokończyć, mianowicie - zawahał się i w chwili, kiedy George był zdezorientowany pięść szatyna spotkała się z policzkiem mężczyzny, potem drugi raz i jeszcze jeden. Przyłożyłam dłoń do ust chcąc powstrzymać krzyk. Tak, George był obrzydliwym chujem, ale nie wiedziałam, że Justin jest skłonny go teraz zabić, jest w jakimś amoku. Totalnie inny człowiek, niż ten, z którym dzisiaj rano rozmawiałam. 
- Wystarczy ci? - zapytał sarkastycznie chłopak, na co mężczyzna tylko przytaknął - Niesądze - popatrzył się na niego z przychyloną głową, po czym podniósł kolano do góry i zasunął mi cios prosto w brzuch. Dopiero wtedy upadł, a Justin obrócił się i miał zamiar iść mnie chyba szukać, jednak zauważył mnie wystraszoną w progu. 
- Brook - złapał za dłoń, którą położyłam na ustach i zamknął ją w swojej - Miałaś iść do łazienki, cały czas tutaj byłaś? - zapytał troskliwie, jednak tylko przytaknęłam bojąc się, że kiedy tylko się odezwę wybuchnę płaczem - Wszystko już jest okej, jasne? - mówił cicho i ocierał kciukiem łzy z moich policzków - Nie zrobił ci nic? Nie doszło do niczego? - pokręciłam przecząco głową. Dopiero teraz dochodziło do mnie to co się dzieje, co by mogło się stać, gdyby nie szatyn. Cała się trzęsłam, mimo, że nawet nie ściągnął ze mnie ubrań to czułam jakieś obrzydzenie do siebie, ponieważ trzymał ręce tam gdzie niepowinien. Niepotrafiłam uspokoić nerwów. 
- Chodź tutaj - rozłożył ramiona i przyciągnął mnie do siebie, po czym wtulił moje ciało w jego tors - Nic się nie stało, byłem blisko. Teraz posłuchaj. Pojedziemy do mnie do domu, możesz się tam umyć i przebrać. Jak chcesz to możesz nawet zostać na noc, okej? Nie martw się o nic, chodź. - odsunął się ode mnie, ale objął mnie ramieniem i tak wyszliśmy z kawiarni unikając spojrzenia ciekawych ludzi. Justin zaprowadził mnie do swojego auta i posadził na fotelu, po czym sam wsiadł za kierownicę. Znowu to zrobił. Skrzywił się nagle, złapał za klatkę i wciągnął gwałtownie powietrze. 
- Justin, co ci jest? - zaalarmowałam natychmiast. 
- Nic, to z nerwów poprostu. Mówiłem ci nie przejmuj się niczym okej? - obrócił się do mnie i posłał mi uśmiech, po czym odpalił auto i wyjechał na ruchliwe ulice miasta. A jednak ja uważałam, że nic nie jest w porządku z nim, ale ten temat przełożę na później. 

- Jesteśmy - oznajmił, parkując przed wjazdem do garażu przy swoim domu - Pomóc ci wysiąść? 
- Nie, dam sobie radę - powiedziałam cicho i opuściłam samochód.
- No okej - dołączył do mnie - To zapraszam ponownie do mnie - uśmiechnął się blado i poprowadził mnie do drzwi, które otworzył. Myślałam, że bedziemy sami, jednak w domu było jak na targu. W salonie siedzieli rozbawieni Martha z Lukiem, a wokół nich biegało trzech chłopców, krzyczących podczas zabawy. Jednak, kiedy przekroczyliśmy próg wszyscy ucichli. No tak, Justin w domu, strach się odezwać. 
- Nie komentujcie nic - uprzedził ich szatyn - Matha przynieś do mojego pokoju coś do jedzenia i picia. Moja siostra jest w domu? 
- Nie ma, wróci trochę później, a miała być? - zapytał Luke, lekko zdenerwowany, co wyczułam w jego głosie. 
- Żartujesz se ze mnie? Bardzo dobrze, że jej nie ma i gdyby pytała o Brooklyn to jej też nie ma tutaj - powiedział, po czym wskazał mi, abym poszła na górę.

- Nikomu nie pozwalałeś wchodzić do swojego pokoju - zauważyłam, kiedy usiedliśmy na kanapie. 
- Ale ty jesteś moją przyjaciółką - stwierdził - Chcesz się iść wykąpać? - przytaknęłam - Tam jest łazienka, ręczniki w środku, a i proszę - podał mi spodnie i koszulkę - To są moje rzeczy, ubierz je jak chcesz teraz.
- Dziękuje, naprawdę - uśmiechnęłam się delikatnie i zniknęłam za drzwiami łazienki. 

- Mogę? - zapytałam i wskazałam na miejsce na łóżku obok chłopaka.
- Jasne, kładź się, odpocznij - uśmiechnął się - Będziesz chciała zostać na noc? 
- Jeśli mogę, to raczej tak. Niechcę jeszcze dzisiaj kłócić się z ojcem. 
- W porządku. 
- Niewiem co mam teraz zrobić - wyznałam - Nie mam pracy, a wiesz co jest najgorsze? Boje się iść do następnej, boje się kolejnej sytuacji jak ta, poprostu nie wiem.
- Mam taki pomysł, mogę ci narazie pożyczać pieniądze jak chcesz. To znaczy masz dach nad głową, ale jeśli byś chciała jakieś nowe ubrania.
- Nie no, coś ty - przewróciłam oczami - Nie możesz na mnie wydawać pieniędzy.
- A jak będę chciał? - uniósł brew do góry.
- To ci zabronię, to po prostu nie fair - oznajmiłam stanowczo. 
- Powiedz mi coś więcej o sobie. Zawsze mówimy o mnie. Nie znam nawet twojego nazwiska - zaśmiał się zdając sobie sprawę jak mało wie. 
- Okej - zaczęłam - Więc nazywam się Brooklyn Cameron, mam 19 lat i pochodzę z San Francisco, miałam chłopaka Brad'a - zatrzymałam się zastanawiając co jeszcze mogę powiedzieć - Interesuję się wszystkim co popadnie. Przyjechałam do Nowego Jorku, bo mój tata dostał pracę w tutejszej policji na wyższym stanowisku, a i juz pierwszego dnia poznałam chorego dupka, który teraz jest moim przyjacielem ratującym mnie z trudnych sytuacji, to chyba wszystko - zaśmiałam się - A teraz podstawowe fakty o tobie - przygryzłam wargę. 
- No dobra - westchnął - Nazywam się Justin Bieber, mam 21 lat, niedawno wyszedłem z więzienia. Moi rodzice mają kasy jak lodu. Nienawidzę całego świata oprucz Brooklyn Cameron. Hmm... Kocham szybką jazdę samochodem i lubię moją jedyną przyjaciółkę, która myśli, że jest fajna, a tak nie jest - uśmiechnął się głupkowato. 
- Dobrze wiedzieć, że nie jestem fajna - powiedziałam z udawaną obrazą. 
- Nie strzelaj focha Brook - szturchnął mnie ramieniem, co oddałam. 
- Czasami brakuje mi mamy - westchnęłam i przeniosłam wzrok na sufit - Właściwie, to codziennie to odczuwam w jakiś sposób. Przykładowo dzisiaj, może gdyby ona żyła to miałabym lepsze stosunki z ojcem i mogłabym się dalej uczyć i zdobyć jakąś normalną pracę, a nie....
- Zapomnij o tym - przerwał mi szatyn - Chodź, wyjdziemy na balkon się przewietrzyć - zaproponował, a zaraz potem siedzieliśmy razem na fotelach ustawionych na tarasie.
- To nie jest takie łatwe zapomnieć - zaczęłam - Właściwie, możesz uważać mnie za wariatkę, bo nie zrobił mi nic, ale... Jego ręce - wzdrygnęłam się na samą myśl - On mnie poprostu dotykał, a ja niechcialam - dokończyłam łamiącym się głosem. Znowu się rozpłakałam. Nadmiar złych emocji? Najprawdopodobniej. Nie umiem tego wytłumaczyć, ale kiedy odtwarzałam se wspomnienia dzisiejszego przedpołudnia... Po prostu czułam się źle, a na dodatek znowu pokazywałam Justinowi jaką jestem beksą. 
- Chcesz się przytulić? - zaskoczył mnie nagle pytaniem. 
- Nie, wiem, że tego nie lubisz - pokręciłam z głową, zmuszając się na minimalny uśmiech. 
- Zależy z kim, ale widzę jak się czujesz, chodź - polecił mi, żebym wstała i niespodziewanie pociągnął mnie na swoje kolana, po czym obiął moje ciało - Nie musisz się przede mną ukrywać Brook. Wiem, że to dla ciebie delikatna sprawa, dla każdej dziewczyny by była, ale to już się więcej nie powtórzy, zaufaj mi. Jeśli, będziesz potrzebowała pieniędzy możesz zwrócić się do mnie, albo poszukamy jakiejś innej pracy, nie u jakiegoś psychola. Nie musisz się już bać, jesteś teraz w moim domu, ze mną i dzisiaj z tąd nie wyjdziesz, nic ci się nie stanie. Pójdziesz później spać i zapomnisz - mówił mi nad uchem i głaskał uspakajająco po plecach - Spróbuj się uspokoić - polecił i zaczął nucić pod nosem. 
Jaka ja byłam głupia jeśli myślałam, że on jest okropnym człowiekiem. Jednak to piękna sprawa mieć takiego przyjaciela jak on, bo wystarczy spojrzeć na tą sytuację. Mimo iż niechciałam, to moje powieki mimowolnie opadały pod wpływem cichego głosu nad moim uchem nucącego jakąś własną melodię. Zasnęłam.

- Brooklyn - z głębokiego snu zaczął mnie wybudzać wołający, a wręcz krzyczący moje imię głos - Wstawaj do cholery! - usłyszałam za moimi plecami. Otworzyłam oczy. Kurwa to pokój Justina! Odwróciłam się, aby zobaczyć kto i co ode mnie chce. Japierdole, Tessa. 
- Możesz mi do cholery powiedzieć co robisz w łóżku mojego brata?! - wydarła się i wyrzuciła ręce w powietrze. 
- To nie tak Tessa - szybko wstałam na nogi i zaczęłam próbę wyjaśniania. 
- Nie tak? - wskazała na łóżko - Przespałaś się z moim bratem - powiedziała całkowicie poważanie, a ja zamarłam. 
--------------------
Hej, hej :) Przepraszam, że tak krótki, ale nie ma jakoś weny :/ Tak czy inaczej mamy 10 rozdział i czekam na wasze opinie. Nie zawiedzcie mnie :) Kocham was, @polishkidrauhll xx DZIEKUJE ZA PONAD 3000 WYSWIETLEN <3 
CZYTASZ = KOMENTUJESZ 

poniedziałek, 19 stycznia 2015

Rozdział 9

- Justin! - pisnęłam na cały dom i padłam na kolana, by być przy jego twarzy - Hej, ocknij się - potrząsnęłam za jego ramię. 
- Puść mnie Brooklyn, pomogę mu - usłyszałam głos mojego ojca zza pleców. 
- To przez ciebie! - krzyknęłam do mężczyzny - Ty go oskarżasz o wszystko i nie pozwalasz mi normalnie z nim porozmawiać! 
- Chcę cię ostrzec dziecko, martwię się o ciebie. On nie jest dobrym towarzystwem. 
- Nic nie wiesz, zostaw mnie w spokoju. Sama się nim zajmę - obdarzyłam go ostatnim spojrzeniem i powróciłam wzorkiem do nieprzytomnego chłopaka. 
- Poświęć życie dla kryminalisty - usłyszałam jak chłodno oznajmił, po czym opuścił mieszkanie trzaskając drzwiami. 
- Justin, no dajesz - mówiłam lekko trzęsącym się głosem - On już poszedł, jesteśmy sami, przecież nic ci się nie stało, to tylko omdlenie, napewno - ciągnęłam spanikowana starając sobie przypomnieć wszystkie regułki dotyczące pierwszej pomocy, które były w szkole. Chwilę później szatyn otworzył oczy i popatrzył się na mnie spod rzęs. 
- Wreszcie - odetchnęłam z ulgą - Martwiłam się o ciebie, cholera co ci się stało?! 
- Niewiem - wyszeptał - Zrobiło mi się słabo tak nagle i strasznie mnie zabolał brzuch, a właściwie klatka piersiowa, sam niewiem.
- Wstaniesz sam? - zapytałam z troską. 
- Tak chyba tak, ale mogłabyś mi pomóc? 
- Jasne - odpowiedziałam i podałam mu dłoń, po czym lekko pociągnęłam go w moją stronę, dzięki czemu stanął na nogach.
- To ja chyba wrócę do domu - oznajmił. 
- Oszalałeś? - wyrzuciłam ręce w powietrze - Przed chwilą leżałeś nieprzytomny u mnie na podłodze, a teraz masz zamiar wracać sam do domu? Zostajesz u mnie, mój ojciec se poszedł, bo go opiepszyłam, więc nie ma problemu. I gdybyś się miał pytać to tak - wskazałam palcem na siebie - Martwię się o ciebie, może nie powinnam, ale jestem człowiekiem, który ma uczucia i zdrowy rozsądek - skończyłam. 
- Okej, okej - położył ręce na moich ramionach w celu uspokojenia mnie - Zostanę dobrze? Tylko nie martw się tak, takie rzeczy się zdążają - uśmiechnął się lekko - Pójdziemy na górę? 
- Tak - przytaknęłam - Ale najpierw dam ci szklankę wody - odwróciłam się i zabrałam ze stołu butelkę wody, po czym skierowałam się do mojego pokoju. 

- Więc oto moje królestwo - otworzyłam drzwi i wpuściłam chłopaka do wnętrza pokoju. 
- Ładnie - oznajmił, rozglądając się po pomieszczeniu, po czym usiadł na skraju łóżka. 
- Dzięki, więc naprawdę wszystko w porządku? - zapytałam, po czym usiadłam obok niego - Nie wyglądałeś dobrze - zauważyłam. 
- Mówiłem ci, że czuję się dobrze i nie masz się o co martwić.
- Ta i tak będe - westchnęłam - O czym mówił mój tata? Naprawdę zrobiłeś coś strasznego? - zerknęłam na niego, jednak nie wyglądał na wystraszonego - Nie zabiłeś nikogo, prawda? 
- Brooklyn, nie dasz sobie spokoju? 
- Chciałam, ale on tak naskoczył na nas i powiedział, że masz teraz pole do popisu, żeby powiedzieć co takiego zrobiłeś, więc to chyba jasne, że jestem ciekawa. 
- Nie zabiłem nikogo - powiedział stanowczo i przełknął głośno ślinę - Ale... Można tak powiedzieć, że przyczyniłem się do czyjejś śmierci - oznajmił, a ja znieruchomiałam - To nie było umyślne i ja żałuje tego najbardziej w życiu, ale nie odwrócę czasu. Brook? Wszystko dobrze? - zapytał. 
- Chyba niezbyt - stwierdziłam - Nie wiedziałam i to taki szok, jednak ja nie uważam, że chciałeś tego i nie zmieniłam zdania co do ciebie - posłałam mu słaby uśmiech, mówiłam co miałam na myśli, ale wiadomo, że czułam się dziwnie. Odkryłam drugą tajemnicę. Ile jest ich jeszcze? Justin jest mniejwięcej jak Christian Grey, który skrywa swoją przeszłość i całe życie przed resztą świata, a ja odgrywam rolę Anastazji, która przypadkiem odkrywa jego tajemnice i chce wszystko wiedzieć, jednak jemu nadal cieżko jest cokolwiek powiedzieć. To jest tak cholernie wkurzające, a za razem cholernie fajne i pociągające. Użyłam tego słowa? Tak, bo takie właśnie według mnie jest, ale on nie jest ani trochę pociągający. Nigdy. 
- Cieszę się - odwzajemnił uśmiech - Ale - podniósł palec do góry - Więcej ci nie powiem i nawet nie próbuj robić śledztwa. 
- Obiecuje - odpowiedziałam, kiedy jego telefon zaczął dzwonić. 
- Kogo ciągnie do mnie o tej godzinie? - wyszeptał sam do siebie i wyciągnął komórkę z kieszeni bluzy - Co Tessa? Nie nie będzie mnie dzisiaj na noc w domu - przerwał kiedy ona mówiła - Nie zapiłem się i nie musisz się o mnie martwić, bo ja się o ciebie też nigdy nie martwię i w przeciwnieństwie do ciebie potrafię się zając swoim tyłkiem, zostaje na noc u znajomego, odprowadziłem twoją koleżankę do domu, żegnam - zakończył połączenie. 
- Czemu nie powiedziałeś, że zostajesz u mnie? 
- Naprawdę tego chciałaś? - uniósł brew do góry - Ona by wpadła w jakiś amok czy coś w tym stylu - zaśmiał się. 
- Racja - zauważyłam - Zmęczona jestem.
- Tak, ja też. Dużo się dzisiaj działo. Mam spać na kanapie? 
- Nie, myślę, że możesz zostać tu jeśli chcesz - stwierdziłam - Pójdę się pierwsza wykąpać - oznajmiłam i poszłam do łazienki. 

- Więc mam spać razem z tobą w łóżku? - zapytał szatyn, kiedy oboje byliśmy juz wykąpani.
- Tak, ale ja śpię pod kołdrą, a ty na niej. To mój warunek - uśmiechnęłam się i wsunęłam na materac. 
- Okej - odpowiedział - Oczywiście rozumiem, że mam spać w spodniach? 
- Nie masz innego wyboru - wzruszyłam ramionami i opatuliłam się szczelniej kołdrą, podczas gdy chłopak położył się obok mnie, tak blisko, że gdybym się obróciła, to wpadłabym prosto w jego ramiona - A i Justin? 
- Hm? - mruknął. 
- Masz jutro rano czas? 
- Zależy. 
- Chciałam poszukać pracy w jakiejś kawiarni czy coś i mógłbyś iść ze mną na rozmowę? 
- Jasne, pójdę w roli ochroniarza - zaśmiał się - Dobranoc Brooklyn - szepnął i przełożył rękę, tak że leżała na mojej talii. Uśmiechnęłam się do siebie jak debil i odpłynęłam. 

- Wstawaj - usłyszałam zachrypnięty głos za mną - Brooklyn no dawaj
- Już - wymruczałam bardziej w poduszkę, niż do niego. 
- Jest dziesiąta, a dzisiaj miałaś iść na rozmowę do kawiarni - przypomniał mi.
- Racja - zerwałam się jak oparzona - Niewiem w co się ubrać. 
- Ubierz się tak jak na codzień, nie udawaj nikogo - stwierdził i wstał, aby ubrać koszulkę. Podniosłam wzrok i zaczęłam go obserwować. Jego włosy, które teraz wydawały się nieco jaśniejsze przez wpadające do pokoju słońce sterczały we wszystkie strony, tak jak wtedy, kiedy odwiedziłam ich rano. Mogłam ponownie zobaczyć wszystkie tatuaże na jego ciele. Miał na sobie nisko wiszące na biodrach jeansy, które były wystarczająco nisko, bym mogła zobaczyć białe bokserki. 
- Obczajasz mnie - wyrwał mnie z zamysłu,
- Wcale, że nie - odgryzłam się i założyłam ręce na piersiach.
- Wcale tak, widziałem i cokolwiek powiesz to tego nie zmieni - stwierdził - Fajnie, że podoba ci się mój sześciopak - zaśmiał się i zaczął zakładać buty. 
- Pff, wcale nie masz sześciopaku, raz byłeś na siłowni, a to z ciebie przystojnego nie uczyni. Wcale mi się nie podobasz ty, ani twój sześciopak, który nie jest sześciopakiem - powiedziałam rozbawiona. On wcale nie jest fajny, nie podoba ci się - wmawiałam sobie w myślach. 
- Oczywiście, ja i tak wiem swoje.
- To dobrze bo ja też wiem swoje i moje jest bardziej realne - odgryzłam się i weszłam do łazienki, aby się ubrać. 

- Niestety, ale nie ma Pani wystarczających kwalifikacji do tej pracy - powiedział znudzony szef kawiarni. Już miałam coś powiedzieć, kiedy odezwał się Justin. 
- Naprawdę, wydaje mi się, że do bycia kelnerką nie potrzeba mieć studiów, więc nie widzę problemu - rzucił i oparł się o ladę - Poza tym ona nie wymaga od Pana jakiś milionów tylko prostą pensję, a pan szuka kelnerki. Okres próbny, jeśli się nie spodoba to ją Pan dopiero wyrzuci. Po co teraz robić scenki? - przeniosłam wzrok na szatyna karcąc go, za jego luzackie podejście do sprawy. On nigdy nie będzie musiał zasuwać tak jak ja, więc niech się nie odzywa. 
Właściciel zmierzył nas oboje wzrokiem, po czym odkaszlną i oznajmił. 
- Dobrze, okres próbny - westchnął - Zaczynasz od jutra i lepiej się nie spóźnij. 
- Dobrze, dziękuje - posłałam mu szczery uśmiech i wyszłam z lokalu, a Justin zaraz za mną. 
- Musisz być zawsze taki niegrzeczny jeśli chodzi o twój ton głosu? - zapytałam kierując się w stronę Central Parku. 
- Jeszcze niewiesz w jakich sytuacjach ja jestem niegrzeczny - złapał mnie za ramię, żeby prztstopować trochę narzucone tempo i poruszył zabawnie brwiami.
- Już nie będe o nic pytać - westchnęłam, kiedy tylko zorientowałam się co miał na myśli. 
- Za to ja muszę zapytać - przerwał i wyciągnął telefon z kieszeni - O twój numer, bo nie mam go zapisanego, ale chciałbym mieć - podał mi komórkę, a ja szybko wpisałam numer. 
- Paker Brook? - zapytał z rozbawieniem w głosie - Czy to ma nawiązanie do naszej pierwszej rozmowy, w której powiedziałem, że Brook brzmi bardziej dziarsko? 
- Chyba - zaśmiałam się - Trzymaj, ty też musisz mi wpisać swój - podałam mu telefon, chłopak zręcznie wpisał cyferki w klawiaturę i oddał mi sprzęt - Seksi Justin? - spojrzałam na niego głupkowato.
- Obczajałaś mnie dzisiaj, więc tak. Poza tym, popatrz tylko na mnie - rozłożył ręce.
- Nie obczajałam cię - poprawiłam go - I nadal twojego ego jest ogromne. 
- Cokolwiek powiesz, moje zdanie jest bardziej realne. Zapisałem się na szybkim wybieraniu pod jedynką, wiesz jestem najważniejszy - zaznaczył pokazując na siebie.
- Oczywiście, masz dzisiaj strasznie dobry chumor - zauważyłam.
- Bo wczorajszy dzień był udany od rana do nocy, więc dzisiejszy będzie jeszcze lepszy. 
- A jak z tobą? Dobrze się czujesz? - zapytałam siadając na jednej z ławek w parku. 
- Tak Brooklyn, dobrze się czuje i będe się dobrze czuł. Nie martw się. 
- I tak będe, już ci to mówiłam.
Taką rozmowę prowadziliśmy właściwie przez resztę dnia, który spędziliśmy razem do wieczora. Niestety, ja musiałam wracać do domu rozprawić się z ojcem, który miał pretensję o poprzedni wieczór, jednak ja nadal trzymałam na swoim i nie prowadziłam z nim szerszej konwersacji wiedząc, że rano muszę wstać do pracy. Kurwa, dorosłość się zaczyna.  


Siedziałam na krzesełku w metrze i popijałam kawę jadąc do pracy. Wstawanie rano napewno nie jest czymś dla mnie i niewiem jak mam tak pociągnąć na dłuższą metę. Ciszę w pojeździe przerwał dzwonek mojego telefonu. Odstawiłam kubek na bok i wyciągnęłam go z torebki.
"Seksi Justin" - wyświetliło się na ekranie. Uśmiechnęłam się sama do siebie i przeciągnęłam palcem po ekranie, aby odebrać.
- Dzień dobry pakerze Brook - usłyszłam wesoły głos po drugiej stronie.
- Cześć, nie powiem tego na głos, ale Justin.
- Nie powiesz na głos, że jestem seksowny? - zapytał i jestem pewna, że poruszył brwiami. 
- Nie powiem, ponieważ jestem w metrze z innymi ludźmi - odpowiedziałam.
- Mała, wstydliwa Brooklyn - powiedział cicho - Dzwonię, żeby ci powiedzieć, że dzisiaj będę w restauracji obok, której pracujesz na spotkaniu z klientem, bo sprzedaje moje drugie auto i jak chcesz to możemy się spotkać na przerwie.
- Jasne, napewno przyjdę - odpowiedziałam wesoła - Nie wytrzymam tam tylu godzin - westchnęłam.
- Wytrzymasz, napewno - rzucił - Do zobaczenia po południu i powodzenia, pa - pożegnał się i rozłączył. Schowałam telefon spowrotem do torebki i widząc, że metro zatrzymuje się na mojej stacji, wysiadłam i ruszyłam prosto do pracy. 

- Więc wszystko mamy już chyba uzgodnione - powiedział George, bo tak miał ja imię właściciel - Tylko na przerwie przyjdź jeszcze na chwilę do mnie do biura. 
- Po co? - zapytałam zawiązując krótki czarny fartuszek.
- Muszę ci coś jeszcze powiedzieć - rzucił chłodno, zmierzył mnie wzrokiem i wyszedł.

Godziny dłużyły mi się niesamowicie, mimo dużego ruchu byłam znudzona ciągłym roznoszeniem kawy i staniem za ladą. Zerknęłam na zegarek na telefonie. 12:30. Wreszcie upragniona przerwa, jednak zamiast się odrazu spotkać z Justinem. Czemu mi tak cholernie zależy, żeby się z nim spotykać? - pomyślałam. Więc zamiast tego, musiałam jeszcze iść do biura George'a. 
- Chciał szef porozmawiać - uchyliłam drzwi od jego pokoju i zapytałam.
- Tak, wejdź - oznajmił i obrócił się na swoim krześle - I zamknij drzwi. 
- No więc? - zaczęłam i usiadłam na kanapie na końcu pokoju. 
- Panienko ty chyba nie myślałaś, że praca w tym mieście to jest na pstryknięcie palcem? - zaczął i wstał ze swojego fotela - To, że twój chłopak załatwił ją w pewnym sensie za ciebie to połowa sukcesu, a druga połowa odbędzie się teraz. 
- Co? - zapytałam całkowicie nieświadoma sytuacji. Włożyłam rękę do kieszeni, w której był telefon i odblokowałam go. 
- To, że teraz dokończymy okres próbny - powiedział stanowczo, usiadł blisko mnie i zaczął odpinać pasek. Mam uciekać? Nie, nie mogę teraz. Złapie mnie. Trzęsącymi się rękami wcisnęłam jedynkę na ekranie telefonu, który dzięki Bogu się świecił, więc mogłam zobaczyć dotykową klawiatrurę. Justin proszę odbierz - wręcz błagałam w myślach, kiedy ten zbok położył się na mnie. Justin błagam - powtórzyłam szeptem i się rozpłakałam. 
-----------------------------
Wyszedł mi chyba dosyć długi :) Mi się podoba a wam? Pamiętajcie, że komentarze motywują no i co jeszcze ... Kocham was haha ❤️ @polishkidrauhll.
A co do komentarzy to pod poprzednim rozdziałem było ich dosyć mało, jednak zdecydowałam się dodać ten rozdział dzisiaj, więc liczę na was teraz. 
CZYTASZ = KOMENTUJESZ