środa, 28 stycznia 2015

Rozdział 12

Dowiedziałam się prawdy, w końcu dowiedziałam się prawdy. Nie było mi w tej chwili potrzebne nic więcej z wiadomości o Justinie. Teraz już wiem, dlaczego tak zareagował, kiedy mówiłam o Ann. Nie wiedziałam co o tym myśleć, bo co można myśleć kiedy dowiadujesz się, że twój przyjaciel przyczynił się, a właściwie to przez niego zginęła młoda dziewczyna, co więcej jego dziewczyna. 
- Ja... - zająkałam się, kiedy w końcu postanowiłam przestać milczeć - Nie wiem co powiedzieć, nie powiedział mi - oznajmiłam. 
- Domyśliłam się - powiedziała łagodnie - Dlatego chciałam, żebyś wiedziała prawdę. I mam nadzieję, że wyciągniesz z tego wnioski. Justin nie jest kimś dla ciebie, popatrz na siebie, jesteś porządną młodą dziewczyną, masz przyszłość przed sobą i nie chcę, żebyś zmarnowała ją na mojego syna. 
- Nie - przerwałam jej - Muszę sobie to przemyśleć sama, przepraszam - szepnęłam i szybko opuściłam samochód. Biegiem udałam się do domu i otworzyłam z hukiem drzwi. 
- No wreszcie! - usłyszłam krzyk z salonu - Pojawiłaś się w domu, wiesz co ty częściej jesteś u niego niż u siebie, może się tam wyprowadź - stanął przede mną i zaczął robić kazanie - Śmiało, nawet mi nie powiedziałaś, że zostajesz na noc, myślałem, że pojechałaś do pracy, ty nie wiesz w co się pakujesz - wyrzucił ręce w powietrze.
- Tato, przepraszam - wypłakałam i rzuciłam się mu w ramiona. Zdezorientowany mężczyzna nieśmiało objął mnie i zaprowadził na kanapę - Wiem już wszystko, wiem o tej dziewczynie - wychlipiałam - Powinnam ci wierzyć, on jest całkiem inny niż myślałam - powiedziałam patrząc się na niego przez łzy - Ja niechcę tak skończyć, przepraszam - ściszyłam głos i położyłam głowę w zagłębieniu jego szyi. 
- Spokojnie Brooklyn, w porządku. Już jest wszystko okej. Cieszę się, że wszystko zrozumiałaś i odpuścisz sobie tego typa - pogładził mnie po plecach i wstał z kanapy - Muszę iść teraz do pracy, posiedź sobie dzisiaj w domu - rzucił i wyszedł. Nie uspokoiłam się, on nie umiał tego zrobić, co innego było, kiedy siedziałam wczoraj z Justinem na tarasie, on potrafił mi wszystko wytłumaczyć i sprawić, że byłam spokojna, ale to było tylko głupie złudzenie. Chciał sprawić, abym mu zaufała, a potem zrobić ze mną to samo... Ja mogłam być taka głupia, a wczoraj jeszcze mówiłam... Nawet dzisiaj mówiłam, że mi na nim zależy. Jestem kretynką, totalną kretynką. 
Dzwonek telefonu przerwał moje przemyślenia. 
- Halo? - zapytałam i pociągnęłam nosem.
- Dotarłaś już do domu? - usłyszałam męski głos po drugiej stronie. Tylko nie to.
- Tak, dotarłam - odpowiedziałam chłodno.
- Coś się stało? 
- Nie, po prostu od dzisiaj masz do mnie nie dzwonić, najlepiej to wogóle unikaj mnie, a ja będę unikała ciebie. Wiem, co chciałeś zrobić i nie mogę w to uwierzyć, jak mogłam być taka głupia i wierzyć w to co mi mówiłeś. Przyjaciele - prychnęłam - Nigdy nie byliśmy i nie będziemy przyjaciółmi. Zapomnij o mnie. 
- Co?! - krzyknął spanikowany - Co ty gadasz? Brooklyn co się stało? Powiedz mi, przyjadę do ciebie. 
- Nie przyjeżdżaj, proszę. Po prostu daj mi spokój, tylko o to cię prosze i zrób to dla mnie. Trzymaj się - pożegnałam się i zakończyłam połączenie. 
Połóżyłam się na kanapie w nadziei, że wymyślę jakiś sposób na spędzenie dzisiejszego dnia, ale co mogłabym robić? Pokłóciłam się z Tessą, gdybym nic nie wiedziała to pewnie poszłabym gdzieś z Justinem, jednak nie mogę. Na prawdę tego nie rozumiem, dobra, może i nie wiedziałam tego, co powiedziała mi jego mama, ale on nie wzbudzał żadnych podejrzeń. Wydawał się normalny, jakby na prawdę chciał się ze mną przyjaźnić, a może i czasami coś więcej? Ciężko mi go rozszyfrować, jest mistrzem ukrywania prawdziwych emocji, lecz czasami się łamie, czego byłam już świadkiem. Jak to jest, co jest ze mną nie tak, że nie umiem znaleźć sobie nikogo, z kim mogłabym spędzać czas, normalnego. Ja jestem taka beznadziejna, czy wszyscy dookoła? 
Moje rozmyślania przerwało natrętne pukanie do drzwi. Może przyjechała ciotka z Kalifornii, bo stwierdziła, że dawno nie zatruwała mi dupy. Świetnie. Leniwie wstałam z kanapy i podeszłam do drzwi, aby je otworzyć. Brooklyn, ty idiotko! Zapamiętaj, zawsze patrz najpierw kto przyszedł! - skarcilam się w myślach, zaraz po tym, kiedy zobaczyłam sylwetkę szatyna w progu. 
- Co chcesz? - zapytałam ponuro.
- Pozwolisz, że sobie wejdę - pominął moje pytanie i nie czekając na jakiekolwiek zdanie z mojej strony rozgościł się w salonie.
- Jasne, czuj się jak u siebie w domu - prychnęłam i zamknęłam za nim drzwi, po czym wróciłam do salonu. Było mi cholernie gorąco, bo wiedziałam, że będzie się pytał o co mi chodzi. 
- A nie widzisz, że się tak właśnie czuje? - rzucił - Dobra, koniec żartów. Co się stało? 
- Nic, a w sumie... - przeciągnęłam - Jeśli niczym można nazwać to, że chciałeś po prostu się ze mną zaprzyjaźnić i wogóle zbliżyć do mnie, tylko po to, by potem wciągnąć mnie w dragi to rzeczywiście nic - fuknęłam - Znam całą prawdę o Ann i gówno mnie obchodzą twoje tłumaczenia, nawet nie prubuj - wyprzedziłam go zanim się odezwał - Twoja mama mi powiedziała wszystko ze szczegółami, ty po prostu zabiłeś swoją dziewczynę, bo inaczej tego nie ujmę - pokręciłam głową, nadal nie dowierzając. 
- Ja nikogo nie zabiłem - krzyknął po mojej przemowie i gwałtownie wstał z kanapy - Przyznaje się, było tak jak powiedziała moja mama, bo zapewne powiedziała prawdę, tak przedawkowała przeze mnie i to wszystko moja wina, ale ja jej nie zabiłem, rozumiesz?! - złapał mnie za ramiona i zaczął mną potrząsać, jednocześnie krzycząc - Ja nie chciałem tego zrobić, nawet nie wiesz jak żałuje, mówiłem ci, że żałuje wiele rzeczy z tamtego okresu, ale nie umiem tego odwrócić. Chciałem zacząć na nowo. Spotkałem ciebie i pomyślałem, że możemy spędzać razem czas, bo nic nie wiesz i nie będziesz myśleć o mnie jak o ostatnim dupku lub mordercy - wciągnął gwałtownie powietrze - Nigdy nie chciałem ci zrobić krzywdy, nawet mi to przez myśl nie przeszło, bo wiedziałem, że jesteś jedyną osobą w tym mieście, z którą mógłbym mieć lepszy kontakt, oprócz moich starych znajomych. Chciałem się zmienić dla ciebie i nawet wyprowadzić z domu, żeby więcej nie patrzeć na te osoby, które utorzyły sobie jakąś pojebaną ideologię do mnie. A przede wszystkim wiesz dlaczego nigdy nie chciałbym cię skrzywdzić? - zapytał nadal nie zmieniając pozycji. Pokręciłam tylko głową bojąc się teraz odezwać. 
- Bo mi na tobie zależy, ale widać ty tego nie pojmujesz i jesteś kolejną osobą, która uważa mnie za mordercę - oznajmił już nieco łagodnym głosem i puścił moje ramiona. Nastała cisza. Głucha cisza, on potrzebował ochłonąć, a ja potrzebowałam, aby jego słowa do mnie dotarły. Mówi prawdę? Może to kolejna część jego gry.
- Ja nie wiem, czy my powinniśmy się przyjaźnić - wydusiłam w końcu, skupiając całą jego uwagę na sobie - Jesteśmy z innych światów i to widać, po prostu ja się chyba nie nadaję do takich spraw. Myślę, że każdy z nas powinien znaleźć sobie innych znajomych i będzie dobrze - powiedziałam i lekko się uśmiechnęłam, chociaż w środku mnie się równocześnie gotowało ze złości, chciało mi się płakać i cholernie chciałam go teraz przytulić i powiedzieć po prostu "nie ma sprawy", ale wtedy byłabym głupia. 
- Serio Brooklyn? - zaśmiał się histerycznie i zaczął powoli iść w stronę drzwi - Myślałem, że jak ci to powiem to zmienisz zdanie, ale widać, że nie. Widzę, że twój tatuś i moja matka, ba moja cała zjebana rodzina zdążyła ci zrobić niezłe pranie mózgu. Może i masz rację, ja wrócę do starego życia, a ty se znajdź kogoś kto jest normalny i w twoich gustach, cześć - rzucił i wyszedł z mieszkania, głośno trzaskając drzwiami. 
Chciałam krzyknąć, że nie może wrócić do przeszłości, że możemy o tym porozmawiać, że ma zawrócić i usiąść ze mną tutaj. Chciałam mu powiedzieć, że ja nie mówię tego co myślę, ale widać on już podjął decyzję. 
Moja najgorsza cecha jest taka, że lubię odpychać od siebie ludzi, kiedy coś się kąplikuje i właśnie to zrobiłam, właśnie odepchnęłam od siebie Justina, kogoś kto mnie najwidoczniej lubił, kiedy on potrzebował mnie. Potrzebował mnie by się zmienić, a ja postanowiłam powiedzieć "nie". 

"Bo mi na tobie zależy" 

Przez myśli przemknęło mi to głupie zdanie, które powiedział. 
- Mi też na tobie zależy - szepnęłam sama do siebie i poczułam samotną łzę, która spływała po moim policzku. 
---------------------------
Hej kochani! Więc... Poprzedni rozdział wielu z was skomentowało, za co wam dziękuje i oby tak dalej, to strasznie motywuje, tak więc napisałam nowy rozdział. Wiem, że trochę krótki, ale rozumiecie, mam nadzieje :) Jak wam się podoba? Czekam na opinię i kocham was, @secute_ollg <3 
CZYTASZ = KOMENTUJESZ 

14 komentarzy:

  1. Boski ! Mam nadzieje, że się pogodzą ;) Czekam na next ! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Brook źle zrobiła :/ Powinna dać Justinowi szansę ughh te baby xd

    OdpowiedzUsuń
  3. Jej wzruszyłam się, powinna dać mu szanse :-)
    Czekam na kolejny :-D

    OdpowiedzUsuń
  4. Pisałaś na asku, aby zwrócić uwagę, czy wygodnie się czyta. I powiem, że mi kolor tej czcionki zupełnie nie przeszkadza :)
    A co do samego rozdziału, bardzo mi się podoba, że Justin od razu do niej przyjechał i chciał dowiedzieć się, co się stało. To pokazuje, że naprawdę mu na niej zależy i rzeczywiscie nie chce zrobić jej tego, co przypadkowo zrobił Ann. Ja tam nie uważam go za mordercę, zdaje się bardzo zagubionym i zwyczajnie samotnym człowiekiem. Weny i czekam na kolejny <3
    goodnight-sweetheart-jb.blogspot.com
    final-justice-jb.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Ehh w kazdym fanfiction bohaterka (kobieta) jest lekko walnieta XD Zamiast sie postawic to zaczyna o czyms myslec a jej uczucia to lzy i szepty i klamstwo.
    Ogolnie rozdzial jest swietny jak i cale opowiadanie. Mysle ze jakby Brook powiedziala Justinowi co czuje to wszystko by sie rozwiazalo, ale nie.. glowna bohaterka to idiotka XD
    Jeszcze raz powtorze; opowiadanie jest swietne a na twoim miejscu zrobilabym dluzszy rozdzial i mniej smętnego gadania Brook. Czekam na next :) <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie chcę też, aby ciągle byli w zgodzie, dlatego tak teź zrobiłam :)
    Postaram się pisać, tak, aby wam wszystkim pasowało do gustu :)
    Dziękuje <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Jeej:( Tak bardzo szkoda mi Justina:( Teraz sama mam ochotę go przytulić haha:) Rozdział świetny i tak sobie patrze, że nie popełniasz już błędów!:) To znaczy, że musiałaś nad tym popracować:) Do następnego ✌

    OdpowiedzUsuń
  8. Dzisiaj zaczęłam czytać twojego bloga i powiem szczerze bardzo mnie zaciekawił, już nie mogę się doczekać następnego 😍

    OdpowiedzUsuń