sobota, 10 stycznia 2015

Rozdział 6

Przymknęłam oczy oczekując tego co się wydarzy za kilka minut, ale się pomyliłam słysząc tylko cichy śmiech. Szybko otworzyłam oczy i zobaczyłam Justina siedzącego już normalne, dalej ode mnie na fotelu. 
- I z czego się znowu cieszysz głupku? - prychnęłam. 
- Z ciebie, znowu - rozłożył ręce, pokazując swoją bezradność, na swoje zachowanie - Niewidzisz jak na ciebie działam? Chciałaś, żebym cię pocałował - oznajmił pewny siebie. 
- Wcale tak nie było - szybko zaprzeczyłam. 
- Cokolwiek powiesz - wzruszył ramionami - Możemy już iść? 
- Jasne - burknęłam pod nosem i wstałam. 

- Serio, chcę pracować jako prawniczka, akurat z tym sobie nie żartuje - mówiłam spacerując po Central Parku - Ale najpierw studia, a to do bani. 
- Prawniczka? - jęknął chłopak - To nudne.
- Ta? - uniosłam brwi - A ty co chcesz robić? Nie będziesz całe życie na utrzymaniu rodziców. 
- Mam już pracę, tylko muszę poczekać trochę zanim do niej wrócę - oznajmił i odpalił papierosa. 
- No tak, a jaka to praca? 
- Nie powiem ci i przestań być taka dociekliwa Brooklyn, to nie zdrowe. Chcesz jechać na Bronx? - zapytał.
- Bronx? Tam jest niebezpiecznie - pokręciłam głową ze strachem. Kto normalny chciałby jechać na spacer na Bronx, może mieszkam tu drugi dzień, ale nie jestem głupia i nie raz widziałam w telewizji mnóstwo programów na ten temat. Morderstwa, kradzieże i wszystko co najgorsze. 
- Serio Brook? Myślałem, że jesteś twardzielką. Żartowałem oczywiście z tą wycieczką, chciałem zobaczyć, czy jesteś w stanie wszystko dla mnie zrobić. 
- Pomyliłeś się - odpowiedziałam, kiedy usłyszałam dzwonek mojego telefonu. Wyciągnęłam go z kieszeni i przesunęłam palcem po ekranie, aby odebrać połączenie. 
- Tessa? 
- Tak, gdzie jesteś? Luke mówił, że widział cię rano, a potem już cię nie było. Przepraszam, ale coś mi wypadło i nie miałam czasu jak przyszłaś, ale teraz możemy się spotkać - gadała blondynka. 
- Właściwie, to ja teraz nie mam czasu - odpowiedziałam zerkając na wpatrzonego we mnie, zainteresowanego rozmową Justina. 
- Spotykasz się znowu z Bradem? - zapytała i byłam pewna, że poruszyła brwiami w znaczący sposób. 
- Bardziej z twoim bratem - powiedziałam zgodnie z prawdą. 
- Brook, mówiłam ci, żebyś nie wchodziła mu w drogę! - krzyknęła - Czemu do cholery jesteś gdzieś z nim? Porwał cię, zmusił? - pytała dziwnie spanikowana. 
- Nie - zaprzeczyłam jej podejrzenią - Poszłam dobrowolnie i zadziwię cię, jest całkiem miło. To znaczy jeszcze mnie nie zamordował, co można zaliczyć, do wypadów z powodzeniem - powiedziałam sarkastycznie, a chłopak się zaśmiał słysząc moją odpowiedź. 
- Napewno podsłuchuje teraz - westchnęła z rezygnacją - Chcę cię widzieć u mnie w domu zaraz jak skończycie swoje dziwne spotkanie, rozumiemy się? 
- Tak jest - zasalutowałam i się rozłączyłam. 
- Ona jest głupia - stwierdził przydeptując peta. 
- Nie mów tak, to twoja siostra - skarcilam go. 
- Eh, nie rozumiesz nic - pokręcił głową z uśmiechem na twarzy. 
- To mnie oświeć? - stanęłam przed nim. 
- Nie, to nie twoja sprawa - powiedział i wyminął mnie. Podbiegłam do przodu, żeby dorównać mi tępa i szliśmy w ciszy. Swoją drogą zastanawia mnie to, jest dla mnie taki przyjazny, jest dla mnie taki jakby inna wersja jego, całkowicie odwrócona. Może jestem jakimś pionkiem w jego grze, ma jakieś chore plany lub chce coś ode mnie wiedzieć. Tylko, że nie ma nic co mogę mu powiedzieć. On ma jakiś swoj świat, o którym nikt niewie i sprawia wrażenie, że niechce się dowiedzieć. 
- Kogo to moje oczy widzą. Bieber - nagle powiedział i stanął przed nami jakiś chłopak. Miał ciemne włosy, był opalony, napewno wysportowany i bogaty, co można było zauważyć po zegarku, bransoletce i łańcuchu na jego szyi. Kolejny snob, super. 
- Daj se siana Jace - rzucił leniwie szatyn i chciał go wyminąć, jednak czarnowłosy zablokował nam drogę.
- Nie tak szybko - zatrzymał go ręką - Gdzie jest moja dostawa? - zapytał, a Justin znieruchomiał. Popatrzyłam się na niego pytająco, jednak ten tylko mierzył wzrokiem Jace'a. 
- Nie pracuje już, sory. Zadzwoń do kogoś innego, może ci doradzą.
- No tak, pudło robi swoje - zaśmiał się Jace, na co Justin się spiął, co widać było gołym okiem - A to - wskazał na mnie i zmierzył mnie wzrokiem - Nowa dziewczyna? 
- Znajoma - sprostował chłopak - I zostaw ją w spokoju. 
- Ja ją zostawię w spokoju Justin, ale to w tobie tkwi problem. Mam nadzieję, że nie zrobisz jej tego, co zrobiłeś Ann - ściszył głos. Przeniosłam wzrok na Justina, który stał ze smutną miną i lekko uchylonymi ustami. Mój mózg wręcz krzyczał, że domaga się informacji, ale widząc Justina z miną "zbity z tropu" wolałam nie pytać. 
- Musimy iść - rzucił czarnowłosemu i pociągnął mnie za rękę, abym też go wyminęła. Praktycznie biegiem wróciliśmy na parking, na którym stał samochód. Dzięki ci Jace, kimkolwiek jesteś, że przez ciebie ten psychol będzie na mnie drzeć mordę. Justin natychmiast wsiadł za kierownicę, a ja obok, jednak nie odpalił auta. Siedział oparty o kierownicę i wpatrywał się w przednią szybę. Nie odzywał się. Siedzieliśmy tak kilka minut, patrzyłam się ciagle na niego, ale on nie odrywał wzroku od szyby. O co mu chodzi do cholery? 
Wreszcie podniósł się i opadlił auto ruszając z piskiem opon. Niewiem czy ja miałam zwidy? Widziałam, w sumie niemożliwe, żeby to były zwidy. Miał oczy jak szklanki, a po jego policzku spływała pojedyncza łza, którą szybko otarł, myśląc, że nie zauważyłam. 
Justin płacze? Umi płakać i mieć jakiekolwiek uczucia? Postanowiłam się jednak nie odzywać i nie pytać o nic w tym temacie, bo widziałam, że odpowiedź brzmiałaby coś w stylu "Daj se spokój". Poczekałam więc, jak zawiezie mnie, aby mogła się spotkać z Tessą, jednak zatrzymaliśmy się pod moim domem. 
- Um, ja chciałam się spotkać z Tessą - powiedziałam odwracając głowę w jego stronę. 
- Nie możesz - odpowiedział cicho. 
- Mogę. Jestem dorosła i mam piepszone prawo spotkać się z moją koleżanką czy tego chcesz czy nie - warknęłam.
- Nie - pokręcił głową - Nie możesz jechać do mojego domu, bo my nie możemy się już spotykać nigdy - wydusił w końcu z siebie sprawiając, że zastygłam. 
- Aha - zaśmiałam się sarkastycznie - Chcesz spędzić ze mna dzień i pokazać mi miasto, nawet dobrze się bawimy przy tym i normalnie gadamy jak znajomi chociaż właściwie się nie znamy. Jestem jedyną osobą, z którą masz ochotę normalnie rozmawiać i nagle przychodzi jakiś koleś i mówi coś co sprawia, że zachowujesz się jak duch - wyrzuciłam z siebie - Możesz mi powiedzieć o co ci do chuja chodzi chłopie? Nie rozumiem cię - ściszyłam głos i pokręciłam głową. 
- Ja - zaczął i złapał moją dłoń w swoją, co było dziwnym gestem jednak nie wyrwałam się - Nie mogę cię skrzywdzić, ani zmarnować ci życia. Masz rację, byłaś jedyną, która może i jest strasznie dociekliwa o moją przeszłość, ale z góry mnie nie osądziłaś, a ja nie mam nikogo, więc pomyślałem, że... Że moglibyśmy być przyjaciółmi, ale to nie wypali ze mną w tej relacji - westchnął ciężko. 
- Piepszysz Justin - rzuciłam krótko i wyrwałam swoją dłoń z jego uścisku - Co możesz mi zrobić? Zabijesz mnie? 
- Ta dziewczyna. Ann. Gdybyś znała tą historię to byś nigdy się do mnie nie odezwała i mówię ci to, tylko po to, żebyś zrozumiała, że mogę mieć rację z tym, że niepowinnaś się do mnie zbliżać. 
- Dobra - odpięłam pas - Nie to nie. Nie musisz mówić, możesz se poprostu jechać i zostawić mnie w spokoju, bo ty masz swój mroczny świat, który za chiny pańskie nie może ujrzeć światła dziennego - otworzyłam drzwi i wysiadłam - I wiesz co - pochyliłam się do otwartego okna - Nigdy nie będziesz miał prawdziwych przyjaciół jeśli będziesz tak postępował, nara - odwróciłam się i poszłam do domu. 

- Nie, nie przyjadę, bo twój brat ma jakieś schizy - burknęłam do telefonu kładąc się na łóżku w swoim pokoju, 
- Mówiłam ci Brook, żebyś nie zaczynała z nim nic, ale ty musisz postawić na swoje nie? Nie przejmuj się, jutro przyjdę do ciebie i o tym pogadamy. 
- Poprostu... Chciałam się upewnić, że jesteście w błędzie co do niego, ale po dzisiejszym mam wrażenie, że on ma jakieś poważne zaburzenia psychiczne. 
- On jest - westchnęła, prawdopodobnie chcąc mi powiedzieć prawdę, ale nie mogła przecież - Musisz go zostawić w spokoju, on nie umie mieć żadnych relacji z ludźmi. 
- Ten chłopak z parku, Jace. Powiedział, że on miał dziewczynę, więc raczej potrafi - poprawiłam ją. 
- Ann. To była jego ostatnia dziewczyna i dlatego teraz jest jaki jest. Przepraszam cię, ale to jest sprawa taka rodzinna i bardziej osobista. Naprawdę chciałabym ci powiedzieć, ale jak by się dowiedział to by mnie zamordował - powiedziała smutno. 
- To może niech ta Ann mi powie, co jej takiego zrobił to będe miała przestrogę na przyszłość - zaśmiałam się myśląc nad schizami szatyna dotyczących tej dziewczyny. 
- Sorka, muszę kończyć. Luke wychodzi i muszę się zająć Jaxonem. A i Brook - ściszyła głos - Ann nie żyje - dopowiedziała i zakończyła połączenie. Odłożyłam telefon na szafkę i zakryłam się kołdrą po uszy, chcąc zapaść w sen jednak co to za wieczór bez namiernego użytku moich myśli.
Ann nie żyje. Justin zrobił coś Ann. Czy on zabił swoją własną dziewczynę? Czy Justin byłby zdolny to zrobić? 
-----------------
Hej, hej :) Były komentarze, więc mamy nowy rozdział. Mam nadzieje, ze przypadnie wam w gusta, piszcie swoje opinie i do zobaczenia w next, @polishkidrauhll xx 
CZYTASZ = KOMENTUJESZ 

16 komentarzy:

  1. Cudo! Widziałam, ze tego nie zrobi, ale przynajmniej se nie poszedł :) Kurde ta Ann ona moze byc rozwiązaniem tajemnicy ... Wariuje, przez te jego tajemnice haha. Cudowny rozdział jak zawsze i chcę wiecej Brook z Justinem *.* Czekam na nn, weny ;* ~ Justyna

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział :) ciekawe o co chodzi z tą Ann, ale myślę że Justin jej nie zabił.

    OdpowiedzUsuń
  3. Czemu jego zahowanie tak nagle sie zmienilo i co stalo sie z Ann?
    Nie moge sie juz doczekac nastepnego!

    X.O.X.O
    PS. Your forever.

    OdpowiedzUsuń
  4. Genialny...i był szybko. ..bardzo mnie to ucieszyło ^^ mam nadzieje że następny będzie równie szybko ;3

    OdpowiedzUsuń
  5. Cudowne ♡
    PISZ DALEJ PISZ DALEJ PISZ DALEJ PISZ DALEJ <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Omg to jest swietne! Kiedy next? :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Jestem bardzo ciekawa sprawy z tą Ann. Myślę, że Justin jej nie zabił, tylko ktoś z ludzi, z którymi się zadawał. Albo ona popełniła samobójstwo po części z winy Justina. To też brzmiałoby logicznie. Szkoda, że Justin tak potraktował Brook. Oni muszą być przyjaciółmo, albo więcej. Świetny, weny /<3
    final-justice-jb.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. Najcudowniejsze <3 Kiedy dodasz kolejny rozdzial? :]

    OdpowiedzUsuń
  9. Aww *.* ♥
    Najwspanialsze <3 Malo ktore fanfiction mi sie podoba ale twoje uzaleznia :**

    OdpowiedzUsuń