niedziela, 18 stycznia 2015

Rozdział 8

- Już jest okej? - z zamyśleń i rozkoszowania się chwilą, kiedy mogłam sobie chociaż wyobrazić, że komuś na mnie zależy, że mam chłopaka, który mnie kocha i się martwi o moje samopoczucie wyrwał mnie głos szatyna. 
- Tak - odpowiedziałam i gwałtownie, jakby speszona odsunęłam się od niego - Nie lubisz się przytulać? - zapytałam, kontunuując nasz spacer. 
- To nie tak, poprostu - odchylił głowę i popatrzył w niebo - Boje się, że mógłbym poczuć coś do ciebie lub broń Boże się zakochać, albo ty we mnie. 
- Co? - zaśmiałam się na jego słowa - Boisz się zakochać? Przecież, to jest piękne. 
- Wiem, doświadczyłem tego, ale nie skończyło się to dobrze - oznajmił smutnym głosem. 
- Możesz mi powiedzieć - zasugerowałam.
- Niechcę i tego nie zrobię, poprostu musisz to przyjąć do wiadomości. 
- Okej, nie było tematu - szybko chciałam zakończyć, zanim znowu by popadł w jakiś atak szału, a nie miałam na to ochoty, tymbardziej, że nigdy niewiem czego mogę się po nim spodziewać - Ale i tak miałeś mi coś wyjaśnić - przypomniałam mu. 
- A tak - ocknął się z zamyśleń - Nie powiem ci wszystkiego i oczywiście nic o mojej byłej dziewczynie - zatrzymał się na chwilę i przymróżył oczy, jakby znowu chciał powstrzymać łzy - Mianowicie, chciałem ci powiedzieć za co siedziałem - powiedział poważnym tonem. 
- Oł - wymsknęło mi się - Serio? Uważasz, że powinnam to wiedzieć? 
- Niewiem, ale uważam, że powinnaś cokolwiek wiedzieć, po tym jak się zachowuje i tym wszystkim. No więc siedziałem za handel narkotykami - oznajmił cicho jednak stanowczo. 
- To dlatego... - popatrzyłam się w jego oczy - Ostatnio znalazłam u ciebie w aucie narkotyki i niewiedziałam dlaczego je trzymasz, ale teraz wszystko jasne - westchnęłam - Dalej to robisz? 
- Nie, tymczasowo nie i właściwie to niechcę znowu tego robić i wylądować w pudle. 
- Bierzesz? 
- Brałem. Byłem uzależniony i potrafiłem doprowadzić się do takiego stanu, że nie kontaktowałem zupełnie, jakbym żył na innej planecie. Nie wiedziałem co robię, zrobiłem tyle głupich rzeczy wtedy, że nie umiem ich zliczyć. Właściwie nie pamiętam z tamtego okresu czy byłem chociaż jeden dzień bez narkotyków. Myślałem, że to super - prychnął - Ale niewiedziałem jakie będą skutki tej całej zabawy. 
- Przykro mi - wyznałam - Zmarnowałeś sobie trochę młodości, to musiało być okropne. 
- Nigdy nie próbuj tego - ostrzegł mnie - Jeszcze skończysz jak ja i będziesz tak samo popiepszona - zaśmiał się. 
- Nie jesteś popiepszony - zaśmiałam się również widząc szczery uśmiech na jego twarzy - Tylko troszeczkę... Zmienny? 
- O tak, zmienny napewno - poparł mnie - Tego też nie kontroluję. Przepraszam cię jeszcze raz za dzisiaj. 
- Nie ma sprawy, dziękuję, że mogłam się przytulić - uśmiechnęłam się. 
- Nie musisz dziękować, to zwykły gest - odwzajemnił uśmiech. 
- Okej. 
- Znam fajne miejsce. Pójdziemy tam? - zaproponował - Chyba się nie boisz co Brook? 
- Ja? Nigdy - prychnęłam - Idziemy - zaśmialiśmy się oboje. 

- Jesteś głupi - wysapałam wspinając się po schodach - Napewno nikt nas nie złapie? 
- Nie, to droga ewakułacji, złap się mojej ręki. Pomogę ci - wyciągnął dłoń w moja stronę, którą złapałam i chwilę potem stałam na dachu wieżowca w środku miasta. 
- Ładnie tu - szepnęłam. 
- Wiem, w nocy lepiej, ale to tylko rozgrzewka, bo zabiorę cię tutaj kiedyś jak już będzie ciemno. Może w sylwester? To by było dopiero fajne - uśmiechnął się i usiadł na betonowym słupku. 
- Mi się podoba nawet w dzień. Nowy Jork musi być cudownym miastem - westchnęłam. 
- Jest, tylko nie znasz jeszcze całego, ale myślę, że jeśli będziemy się dalej przyjaźnić to zwiedzimy razem całe miasto - powiedział.
- Przyjaźnimy się? - zapytałam i usiadłam obok niego. 
- A nie? - zapytał wystraszony - To znaczy tak myślałem, ale...
- Nie, nie - zaśmiałam się nerwowo - Poprostu znamy się bardzo krótko, ale cieszę się, że masz do mnie zaufanie jako do jedynej osoby tutaj i chciałbyś się przyjaźnić z takim nieudacznikiem. 
- Nie osądzasz mnie - wyznał - Może to dlatego, że dużo niewiesz, ale i tak nie pytasz się ciągle, a ja to cenię. Poza tym chciałbym mieć przyjaciółkę, więc mam. I ty jesteś tą szczęściarą - poruszył zabawnie brwiami. 
- Bycie twoim przyjacielem to jakiś zaszczyt? 
- Owszem, bo jestem zajebisty - wystawił język i się zaczął śmiać. 
- A twoje ego zajmuje całą powierzchnię tego budynku co nie? - wytknęłam mu. 
- Tutaj jest dosyć wysoko, mogę cię zawsze z tąd zrzucić - powiedział chłodno.
- Przepraszam - powiedziałam cicho i spuściłam głowę. 
- Brook! - wrzasnął przez śmiech - Żartowałem, nigdy bym tak nie zrobił. Byś widziała swoją minę - złapał się za brzuch ze śmiechu, moje kąciki ust również uniosły się do góry widząc tego "niebezpiecznego gnojka" takiego wesołego i beztroskiego. 
- Nigdy niewiem czego się po tobie spodziewać - powiedziałam szczerze. 
- Na mojej czarnej liście jest jedynie moja rodzina, więc się nie obawiaj. Musisz wiedzieć, że przy tobie jestem całkiem inny niż z nimi w domu. 
- Wiem, ale wolę ciebie takiego jak tutaj.
- Ej wy! - odwróciliśmy się oboje słysząc męski krzyk. Ochrona. 
- Mówiłam ci! - pisnęłam do szatyna - To nielegalne! 
- Cicho siedź - powiedział bardziej wesoły niż przestraszony - Wiejemy - szepnął i zanim zdążyłam się zorientować przeżucił mnie sobie przez ramię i biegiem ruszył w stronę schodów prowadzących do wyjścia. 
- Kurwa Justin! - krzyczałam podczas, gdy on biegł po schodach ze mną na ramieniu - Puść mnie! Spadniemy i stracę przez ciebie zęby! - darłam się i wymachiwałam nogami. 
- Przestań się wierzgać to nic się nam nie stanie - odpowiedział i nie miał nawet zamiaru się zatrzymać. Chciałam go uderzyć z całej siły w plecy, aby tylko mnie puścił, ale to by mogło się źle dla nas skończyć, więc nadal krzycząc kiedy niemal, że skakał po schodach dotrwałam do parteru budynku. Chłopak postawił mnie na nogi i usiadł na ławce zdyszany. 
- Jesteś głupi i narażasz mnie na niebezepiczeństwo - oznajmiłam siadając obok niego. 
- Wcale tak nie uważasz - wyprostował się i obrócił w moją stronę. 
- Uważam - powiedziałam stanowczo - Poza tym, co z ciebie za facet, to tylko kilka schodów a ty już umierasz na ławce - wskazałam na niego palcem.
- Co ze mnie za facet? - powtórzył moje pytanie i usiósł brwi do góry - Gdybyś niosła na plecach kogoś ważącego tonę to też byś się zmęczyła - chciał się odwdzięczyć. 
- Wcale nie jestem gruba - oburzyłam się. 
- Wiem, wiem - przewrócił oczami - Chciałaś mnie obrazić, to chciałem się odpłacić - wzruszył ramionami. 
- Ale serio jestem gruba? - spojrzałam się w dół na swoją sylwetkę. 
- Brooklyn, jesteś chuda i lekka - zaśmiał się i wstał z miejsca - Żartowałem, jesteście uczulone na punkcie swojego wyglądu. Idziemy? 
- Gdzie? - spojrzałam w górę na niego. 
- Jest jeszcze wcześnie, chcę ci pokazać rzesztę miasta. Chyba nie myślałaś, że teraz pójdziesz do domu się nudzić, albo co gorsze do mojej siostry - udał, że wzdryga się na samą myśl o niej. 
- Jeszcze się do niej przekonasz - westchnęłam i wstałam - Prowadź, gdzie chcesz - stanęłam obok niego i ruszyliśmy w głąb miasta. 

Była już prawie północ, kiedy przechodziliśmy moją ulicą. Czas wracać do domu. Cholernie bolały mnie nogi, bo cały dzień zwiedzałam z Justinem. Nie zobaczyliśmy jeszcze całego miasta, ale napewno połowę. Cóż mogę powiedzieć, miło spędziłam czas i dziwiło mnie to. Justin wcale nie jest taki jaki wydawał się wtedy, kiedy wrócił do domu. Jest bardzo zmienny i to prawda, szybko się denerwuje, ale ma niesamowite poczucie humoru, a no i jest strasznym głodomorem, ponieważ podczas naszej wycieczki byliśmy trzy razy na jedzeniu. Jak to on stwierdził, to trzy posiłki dzienne, czyli śniadanie, obiad i kolacja. Dzięki dzisiaj mogę stwierdzić, że jest naprawdę miłym chłopakiem i niesamowitym przyjacielem. Tak, jest tajemniczy i jestem strasznie ciekawa co jeszcze ukrywa, ale on tego sam nie powie i myślę, że mogę się nigdy tego nie dowiedzieć, ale będe przynajmniej próbować. 
- To już tutaj - stanęłam przed wejściem do budynku, w którym mieszkam. 
- Dobrze się dzisiaj bawiłem - oznajmił stojąc przede mną. 
- Tak, ja też i przepraszam jeśli cię wcześniej osądzałam. Poprostu nasza pierwsza randka nie była dobra. 
- Nigdy nie pójdę z tobą na randkę i zakoduj sobie to gdzieś - zauważył - To było przyjacielskie spotkanie i też uważam, że było lepsze od pierwszego - uśmiechnął się - Niestety, teraz muszę wracać do ludzi mniej fajnych i opierdolić kogoś, bo jestem pewnien, że coś mi nie będzie pasowało. 
- Postaraj się nie wyżywać na Tessie i wogóle na nikim - westchnęłam - Oni są naprawdę dobrymi ludźmi. 
- Brook, pozwól, że sam będę decydował kiedy znam sytuację, poza tym ja poprostu mam pewne sprawy w domu i nigdy nie będe dla nich miły. 
- A kiedy wracają rodzice? - zapytałam otulając się bardziej bluzą. 
- Niewiem, mam ich w dupie, ale jak wrócą to dopiero będzie akcja - zaśmiał się. 
- Może - zawahałam się czy powinnam pytać - Chcesz wejść? 
- A twój tata? - zapytał i uniósł brew do góry.
- Pewnie już śpi - zagwarantowałam mu - Możemy trochę pogadać, lub coś obejrzeć. Jak przyjaciele oczywiście - sporstowałam natychmiast, na co się uśmiechnął. 
- Skoro tak bardzo chcesz spędzać dalej ze mną czas - wzruszył ramionami i wszedł do budynku. 

- Tylko cicho - zaznaczyłam kiedy otworzyłam drzwi wejściowe. 
- Obiecuje.
Niestety, gdy tylko weszliśmy na palcach do przedpokoju, światło się zapaliło i powitał nas mój ojciec siedzący na kanapie na końcu salonu. 
- Brooklyn, gdzie ty się podziewasz cały dzień! - krzyknął i zamroził mnie spojrzeniem, które zaraz potem przeniósł na mojego towarzysza - I jeszcze z nim? Ty wiesz wogóle kim on jest? - nadal krzyczał - Nie będziesz się zadawała z kryminalistą, on cię weźmie za sobą na dno! 
- On nie jest taki jak wy wszyscy myślicie! - postawiłam się w obronie szatyna. 
- Ja tego nie powiem, ale niech twój ukochany ci opowie, co zrobił, proszę Bieber masz pole do popisu! - wykrzyczał patrząc się na chłopaka stojącego obok mnie. 
- Justin.. - zaczęłam - Co się dzieje? - chłopak jakby odleciał. W jednej chwili złapał się za brzuch i poleciał do tyłu upadając na ścianę. 
-------------------------------------
I mamy rozdział 8! Mi się osobiście podoba, a jak wam? Czekam na opinie i do zobaczenia w następnym :) Kocham was misie, @polishkidrauhll xx 
CZYTASZ = KOMENTUJESZ 

8 komentarzy:

  1. Jezu co się stało Justinowi? :O ale się boje! Mogłabyś popracować nad błędami, bo trochę rażą w oczy ;) do następnego ✌

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Staram się jakoś, sprawdza, ale często nie zauważam wszystkich :)

      Usuń
  2. Jezu co sie dzieje ?
    Świetny rozdział :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie proszę! Dlaczego skończyłaś w takim momencie? Nienawidzę cię xD. A tak serio: jestem mega ciekawa co się stało Justinowi i wgl o co chodziło ojcu Brook :O.

    OdpowiedzUsuń
  4. Masakra .. to jest swietne .. Co sie Justinowi stalo? :0
    Wspaniale ♥♥♥♥♥♥
    Kiedy next? <3

    OdpowiedzUsuń